Najmłodsi żołnierze Powstania Warszawskiego
w niewoli niemieckiej .
Wprowadzenie
W momencie wybuchu Powstania Warszawskiego 1944 do walki stanęło w
Warszawie ok. 50 tys. żołnierzy w różnych konspiracyjnych zgrupowaniach rozlokowanych praktycznie we wszystkich dzielnicach
Warszawy. W przeważającej ilości były to oddziały Armii Krajowej ale też niewielkie siły innych organizacji: NSZ, PAL, AL.
Pierwotnie termin wybuchu Powstania był wyznaczony na 29 lipca 1944.
Był on poprzedzony stanem czuwania oddziałów w wyznaczonych punktach koncentracyjnych. Termin odwołano, żołnierze rozeszli się
do domów. Następny termin w trybie pilnym wyznaczono na 1 sierpnia na godz. 17.00. Rozkazy dostarczane przez łączników dotarły
do poszczególnych komórek w ostatniej chwili co spowodowało, że znaczna część żołnierzy nie dotarła na czas na wyznaczone
wcześniej miejsca. Wybuch powstania zaskoczył ich w miejscach odległych od punktów koncentracji, odciął od magazynów broni.
Ponieważ stolica została praktycznie podzielona na szereg odrębnych
ognisk walki, w wielu przypadkach niemożliwe było dotarcie do macierzystych oddziałów. Powstańcy przyłączali się w tej sytuacji
do najbliżej stacjonujących oddziałów, tam byli rejestrowani i podejmowali walkę.
Obok dorosłych do walki stanęły warszawskie dzieci. Chłopcy w wieku
11-18 lat zgłaszali się do dowódców oddziałów powstańczych żądając wręcz, aby pozwolono im podjąć walkę ze znienawidzonym najeźdźcą.
Część z nich była odpowiednio przeszkolona w harcerskich Szarych Szeregach lub konspiracyjnych podchorążówkach. Większość zdobywała
doświadczenie w ulicznych walkach.
Dowódcy poszczególnych oddziałów ulegali presji ochotników przyjmując
od nich przysięgę żołnierza AK i włączając ich do powstańczych szeregów. Kilkunastoletni chłopcy pełnili służbę jako łącznicy,
przewodnicy w kanałach, niszczyli butelkami z benzyną niemieckie czołgi, z bronią w ręku pełnili służbę liniową na barykadach.
Zasłynęli z szalonej odwagi i determinacji przewyższającej wielokrotnie
postawę dorosłych żołnierzy. Wielu z nich w uznaniu zasług bojowych zostało awansowanych na wyższe stopnie wojskowe: st. Strzelca,
kaprala, plutonowego, sierżanta a nawet podporucznika. Trzech z nich zostało kawalerami Krzyża Virtuti Militari,
a kilkudziesięciu było odznaczonych Krzyżami Walecznych i Krzyżami Zasługi z Mieczami. Wielu z nich zostało rannych
lub zapłaciło najwyższą cenę - polegli na polu chwały.
Pod koniec Powstania oddziałom Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej
biorącym udział w walkach nadano strukturę wojsk regularnych. Wiązało się to z faktem uznania przez Niemców, pod naciskiem
rządów Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, praw kombatanckich powstańców nazywanych dotychczas przez hitlerowców bandytami.
Niestety nie miało to w wielu przypadkach znaczącego wpływu na zachowanie Niemców. Na Czerniakowie i Mokotowie w dalszym ciągu
mordowano wziętych do niewoli powstańców, likwidowano ogniem powstańcze szpitale.
Oddziały powstańcze zostały przeformowane w Warszawski Korpus Armii
Krajowej, w skład którego wchodziły: 8 dywizja piechoty AK im. Romualda Traugutta, 10 dywizja piechoty AK im. Stefana Okrzei,
28 Dywizja piechoty AK im. Macieja Rataja.
W skład 8 dywizji weszły 13, 21 i 32 pułki piechoty grupujące oddziały
Puszczy Kampinoskiej i oddziały żoliborskie. W skład 10 dywizji weszły 28, 29 i 30 pułki piechoty grupujące oddziały z Mokotowa,
Sadyby, Czerniakowa i Lasów Chojnowskich. W skład 28 dywizji weszły 15, 36 i 72 pułki piechoty grupujące oddziały ze Śródmieścia.
Po akcie kapitulacji Powstania 2 października 1944 r. podpisanym w Ożarowie
w kwaterze niemieckiego generała Ericha von dem Bacha żołnierze powstańcy zaczęli przygotowania do wymarszu do niewoli. Żołnierzom AL i KB wydano legitymacje Armii Krajowej chroniąc ich w ten sposób przed eksterminacją ze strony okupanta. Oddziały
zbierały się w punktach, gdzie formowano kolumny marszowe. Żołnierze maszerowali w zwartym szyku niosą ze sobą broń, którą składano
w wyznaczonych miejscach. Zgodnie z wcześniejszymi uzgodnieniami oddawana broń była uszkodzona, aby wróg nie mógł jej powtórnie użyć.
Ogółem w dniach 4-5.10.1944 do niewoli niemieckiej wyszło około 15.000
powstańców. Były to oddziały zdekonspirowane z ujawnionymi obok pseudonimów prawdziwymi nazwiskami żołnierzy. Pewna część
powstańców wyszła z miasta z ludnością cywilną. Byli to między innymi żołnierze Kedywu (dywersji) wychodzący z rozkazem kontynuacji
działalności konspiracyjnej.
Wśród kilkunastu tysięcy idących do niewoli Powstańców było około 2.500
kobiet i 1.100 chłopców w wieku 11-18 lat. Byli to najmłodsi jeńcy w historii wojen stanowiący grupę jedyną, niepowtarzalną i
nieporównywalną z żadną inną. Jak już wspomniano byli wśród nich kawalerowie Krzyża Virtuti Militari, Krzyża Walecznych i Krzyży
Zasługi z Mieczami. Zgodnie z postanowieniami Konwencji Genewskiej z 27 lipca 1929 r. mieli być wraz z innymi żołnierzami traktowani
jako jeńcy wojenni.
Transporty do niemieckich obozów jenieckich odchodziły głównie z
Ożarowa i częściowo z Pruszkowa. Podróż do obozów Powstańcy odbywali w zamkniętych, zadrutowanych wagonach towarowych, stłoczeni po 50-60
osób w jednym wagonie, pod silną eskortą niemiecką. Ze względu na ciasnotę nie można w nich było siedzieć, na krótkich postojach
wagonów nie otwierano, potrzeby fizjologiczne załatwiano w wagonach. Aby sterroryzować przewożonych jeńców Niemcy strzelali na
ślepo z pistoletów maszynowych wzdłuż wagonów chcąc wyeliminować próby ucieczki i stłumić krzyki duszących się w przepełnionych
wagonach ludzi. Obok zdrowych w wagonach stłoczeni byli również ranni i chorzy. Za Częstochową jeden z wagonów został ostrzelany
w wyniku czego jeden z Powstańców został zabity a dwóch innych rannych. Ciało zabitego zostało w wagonie a rannym nie udzielono
pomocy przed przybyciem do obozu jenieckiego. Jednemu z nich w w wyniku postrzału po przybyciu do obozu amputowano rękę.
Powstańców Warszawskich osadzono m.in. w pięciu obozach jenieckich:
Stalag 344 O/S Lamsdorf (obecne Łambinowice)
Stalag XI A Altengrabow k. Magdeburga
Stalag XI B Fallingbostel k. Hanoweru
Stalag X B Sandbosten k. Hanoweru
Stalag IV B Mühlberg-Elbe w Saksonii
Największą grupę skierowano do obozu w Lamsdorf. W grupie około 5.800
mężczyzn znalazło się tu ok. 600 nieletnich powstańców. Umieszczono tu również około 1.000 kobiet-żołnierzy z Powstania, wśród
nich 14-17 letnie sanitariuszki i łączniczki. W trakcie wyładunku żołnierze Wehrmachtu zachowywali się brutalnie wobec
jeńców: wypychali ich na nasyp, bili kolbami karabinów i kłuli
bagnetami, zrywali biało-czerwone opaski z rękawów i polskie orzełki z czapek, rannym odbierali laski. Nazywali wysiadających
polskimi bandytami z Warszawy - "polnische Banditen aus Warschau".
Z Powstańców uformowano kolumny marszowe i pognano do oddalonego o 6 km
obozu. Eskorta szczuła maszerujących psami, a okoliczna ludność wśród wrogich okrzyków obrzucała idących kamieniami i błotem.
Niektórzy z jeńców rzucali na ziemię plecaki, walizki, koce i palta, aby utrzymać tempo marszu i mieć siły dla ratowania dzieci,
słabszych i rannych. Jedną z kolumn Niemcy dwukrotnie wodzili wzdłuż drutów zanim wprowadzili ją do obozu. W czasie przemarszu
konwojenci rabowali jeńcom odzież i co cenniejsze przedmioty. Jeńców kierowano na plac apelowy, gdzie umęczeni padali na ziemię.
Nie otrzymali ani wody ani żywności, natomiast władze Stalagu poleciły zdjąć i zdać do depozytu powstańcze opaski w barwach
narodowych.
budynek komendantury (stan obecny) wartownia (stan obecny)
W obozie przebywało już wielu jeńców narodów sprzymierzonych, w tym
najwięcej jeńców radzieckich. Wśród osadzonych w obozie jeńców największe zainteresowanie budzili przybywający jeńcy-dzieci. Po
rozkazie zdania opasek płk Franciszek Rataj "Paweł", dowódca 11 pp AK, polski starszy oficer obozu Lamsdorf, wystąpił z protestem,
ale niemiecka komendantura stwierdziła, że nie otrzymała od swych władz zwierzchnich żadnych rozkazów i jeńcy są tylko bandytami.
Powstańcy złożyli więc opaski na środku placu. Pierwszy transport, w którym było wielu nieletnich, spędził noc pod
gołym niebem, na zimnie i w deszczu, bez możliwości poruszania się, bo Niemcy uprzedzili, że będą strzelać do przemieszczających
się jeńców. Powstańcy spędzili noc na gołej ziemi, kaszląc i trzęsąc się z zimna.
Następnego dnia podczas apelu niemiecki komendant obozu ppłk Messner
oświadczył, że w nocy otrzymał z Warszawy warunki kapitulacji, wyraził ubolewanie z powodu zaistniałej sytuacji i zapewnił, że
Powstańcy będą traktowani zgodnie z postanowieniami konwencji genewskiej. Poinformowano jeńców o przepisach obozowych i pozwolono
włożyć z powrotem biało-czerwone opaski.
Koczujący na placu apelowym Powstańcy nawiązali kontakt z sąsiadującymi
z nimi jeńcami radzieckimi, od których oddzielały ich druty i kilkumetrowy pas zaoranej i zagrabionej ziemi. Jeńcy radzieccy
poinformowali ich, że zniszczyli wszystkie dokumenty, a zwłaszcza legitymacje odznaczeń wojskowych. Podobnie postąpiła część
Powstańców paląc dokumenty na placu apelowym.
Przed wprowadzeniem jeńców z kolejnych transportów do baraków poddawano
ich rewizji osobistej na tzw. "szaber placu", gdzie ograbiano ich z pieniędzy, rzeczy osobistych, zegarków, zapasowych butów itp.,
zabierając je do "depozytu". Mimo to wiele przedmiotów udało się przemycić przez linię rewidujących, w tym nawet radioodbiornik.
Byli tacy co przemycili podobno na teren obozu broń palną - np. pistolet maszynowy Schmeisser.
8 października 1944 dokonano ewidencji nowoprzybyłych i wydano im
najpierw zastępcze tekturowe. a potem metalowe numery jenieckie (znaki tożsamości). Powstańcom zabrano ubrania cywilne,
a w zamian wręczono stare przefarbowane mundury niemieckie. Wykonano również wszystkim jeńcom z Powstania
zdjęcia z zawieszonym na szyi numerami jenieckimi. Od tego dnia jeńcy przestali być dla hitlerowców ludźmi, którzy posiadali
nazwisko i imię, a stali się obozowymi numerami. Między sobą jeńcy używali pseudonimów lub własnych nazwisk.
Podczas rejestracji część jeńców-nieletnich chłopców nie wiedząc jaki
ich spotka los podała niemieckim władzom obozowym częściowo fałszywe dane personalne, zaniżając lub zawyżając wiek, podając
nieprawdziwe nazwiska i miejsca urodzenia. Wynikało to między innymi stąd, że rozeszły się pogłoski, że chłopcy do lat 16 mieli
być odwiezieni do Częstochowy i oddani pod opiekę RGO (Rada Główna Opiekuńcza), organizacji pomocy społecznej dla polskiej ludności
Generalnego Gubernatorstwa, która powstała w 1940 r. za zgodą władz niemieckich. Niektórzy z niepełnoletnich jeńców podali fałszywe
nazwiska w obawia o los najbliższej rodziny, w stosunku do której mogły być zastosowane represje za ich udział w Powstaniu. Dla
uniknięcia natychmiastowej śmierci fałszywe nazwiska podało również kilku młodocianych Powstańców pochodzenia żydowskiego.
pozostałości po barakach obozowych (stan obecny)
Warunki bytowe w obozie Lamsdorf były bardzo ciężkie. Powstańców
umieszczono w podobozie dla jeńców radzieckich w zdewastowanych, zawszonych barakach. Baraki mieszkalne nie były wyposażone w
żadne urządzenia sanitarne, brak było wody a latryny znajdowały się w odległych kątach obozu. W obozie była czynna tylko
jedna studnia, w której ciągle brakowało wody. Często jedynym sposobem na umycie twarzy było użycie kawy otrzymywanej
na śniadanie. Jedynym wyposażeniem były piętrowe,
zbite ze sobą drewniane prycze oraz żelazne piecyki do ogrzewania, do których nie zabezpieczono wystarczającej ilości opału.
Jeńcy nie dostali ani materacy ani koców, musieli radzić sobie sami jeśli nie chcieli spać na gołych deskach. Umywalnię zastępowało
kamienne koryto z lodowatą studzienną wodą. Zimno zmuszało często do spania w odzieży.
Panujący powszechnie brud był pożywką dla insektów, które stały się
istną plagą. Na suficie w nocy zbierały się miliony pluskiew, które podczas snu spadały na śpiących, którzy rano
wyglądali jak Indianie. Było to szczególnie dotkliwe dla zajmujących ostatnie, 3-cie piętro prycz. Wieczorami,
gdy robactwo wychodziło z kryjówek i atakowało swe ofiary do tego stopnia, że nie można było spać,
ogłaszano "insektobicie". Jeńcy rozbierali się i siadając na podłodze (nie było stołków ani ław) szukali owadów w szwach ubrań.
Stosowano też inne sposoby "polowania". Nie dawało to jednak pożądanych efektów wobec braku możliwości eliminacji przyczyn tego
stanu rzeczy. Przebywanie w takich warunkach powodowało wyczerpanie organizmu, który łatwo ulegał infekcjom i chorobom.
Dla wielu nieletnich jeńców istotnym problemem był brak misek i łyżek
do jedzenia. Zmuszeni byli spożywać posiłki w puszkach po konserwach, które szybko ulegały korozji. Wyżywienie było bardzo złe.
Zgodnie z konwencją genewską niemieckie władze wojskowe winny zabezpieczyć jeńcom wyżywienie odpowiadające racjom w ich wojskach
zapasowych, jednak żywiły jeńców polskich znacznie poniżej takiego standardu, utrzymując ich na granicy głodu lub w stanie
chronicznego niedożywienia. Niskokaloryczne i monotonne pożywienie zabezpieczające ok. 700 kal. dziennie było powodem spadku wagi u
nieletnich więźniów, a także zapadania przez nich na różne choroby. Wystarczy wspomnieć, że dzienna dawka dla młodych ludzi winna być zawarta w zależności
od grupy wiekowej od 2.600 kal. dla 12-latków do 3.700 kal. dla 18-latków. Tak więc całodobowa norma wyżywienia nie wystarczała dla
zaspokojenia podstawowych potrzeb ludzkiego organizmu. Wszyscy nieletni jeńcy obozu Lamsdorf w swych relacjach spoglądają na
rzeczywistość obozową przez pryzmat głodu. Zasadniczym i ostatecznym celem głodzenia nieletnich jeńców było ich wyniszczenie.
Konsekwencją niedożywienia, tragicznych warunków bytowych oraz
powszechnie panującego brudu był szybki rozwój chorób, zwłaszcza biegunki krwawej, duru brzusznego i plamistego, anemii, zapalenia
płuc i szkorbutu. Mimo szerzących się chorób władze obozowe nie troszczyły się o zapewnienie jeńcom choćby elementarnej opieki i
pomocy lekarskiej. W walce o częściową choćby poprawę fatalnego stanu zdrowia nieletnich jeńcy-lekarze AK urządzili prowizoryczną
izbę chorych w jednej z izb baraku dla młodocianych. W opalanym brykietami pomieszczeniu prycze były tam wyposażone w sienniki.
Bardzo uciążliwe były codzienne wielogodzinne apele przeprowadzane na
dworze przez władze niemieckie w celu skontrolowania stanu liczebnego chłopców z Powstania Warszawskiego. Licho odziani młodociani
jeńcy, stojąc nieruchomo w pozycji na baczność po kostki w błocie, na mrozie i wietrze, marzli do granic wytrzymałości. Tymczasem
blokowy (blockführer) chodził wzdłuż szeregu i zabawiał się w liczenie jeńców. Wszystko musiało się zgadzać co do jednego. Wielkim
utrapieniem były także rewizje osobiste i przeszukiwanie jenieckich izb mieszkalnych w barakach.
Reżim obozowy był bardzo surowy. Od zmroku do świtu obowiązywał
zakaz opuszczania baraku. W tym czasie nieletni jeńcy nie mogli nawet wychodzić do latryny t.j. płyty z betonu z otworami
przykrytej wiatą.
Zainstalowane na wieżach strażniczych silne reflektory oświetlały w porze nocnej teren obozu. Zbliżenie się do parkanu z drutu
kolczastego lub opuszczenia baraku w nocy groziło śmiertelnym niebezpieczeństwem.
Na placu apelowym obozu Lamsdorf stanęło bowiem 550 najmłodszych
żołnierzy świata. A przecież w Lamsdorf znalazła się ich tylko znikoma część - większość nieletnich opuściła ruiny miasta wraz
z rodzicami i ludnością cywilną. Wielu małych żołnierzy-powstańców osadzono ponadto w innych obozach jenieckich. W szeregach
dorosłych pozostało kilkudziesięciu chłopców, którzy nie ufali intencjom władz obozowych i nie wystąpili na wezwanie.
Hitlerowcy nie dotrzymali danego słowa. Po apelu chłopców pozbawiono opieki
dorosłych i umieszczono w wydzielonym rewirze obozowym o zaostrzonych rygorach, zaliczając ich do 5 kategorii jenieckiej, wobec
której można było stosować w poczuciu bezkarności dowolne okrutne poczynania.
pomnik poświęcony Powstańcom Warszawskim więzionym w obozie
Lista 550 uczestników apelu
18.10.1944 r przeprowadzonego w Stalagu 344 Lamsdorf.
(na podstawie książki Damiana Tomczyka "Najmłodsi jeńcy w historii wojen.
Powstańcy warszawscy w Stalagu 344 Lamsdorf.", Opole 1993)
Więcej informacji na temat obozu w Lamsdorf można znaleźć na stronie CENTRALNEGO MUZEUM JEŃCÓW WOJENNYCH W ŁAMBINOWICACH
opracował Maciej Janaszek-Seydlitz |
Copyright © 2005 Maciej Janaszek-Seydlitz. Wszelkie prawa zastrzeżone.