Powstańcze radiostacje foniczne i zaplecze techniczne powstania
Wspominając przebieg Powstania Warszawskiego 1944 myślimy zwykle o bohaterskich żołnierzach liniowych walczących z bronią w ręku na barykadach.
Należy sobie jednak uświadomić, że równie godna podziwu jest niezłomna postawa i ogromny wysiłek żołnierzy zaplecza technicznego, którzy działając w skrajnie ekstremalnych warunkach zapewniali tak walczącym oddziałom jak i ludności cywilnej w Śródmieściu Warszawy dostawy energii elektrycznej i wody.
Ich usilne starania zapewniły sprawność skromnych zasobów powstańczej broni a pomysłowość i niekonwencjonalne rozwiązania pozwoliły na jej znaczące uzupełnienie.
Trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że bez wysiłku tych ludzi powstanie nie mogło by z pewnością trwać tak długo.
Współczesny czytelnik z trudem może sobie wyobrazić sytuację w jakiej znajdowali się warszawiacy w okresie okupacji hitlerowskiej a w szczególności powstania 1944 r. W ciągu kilkudziesięciu lat, które upłynęły od tamtych czasów dokonała się rewolucja w zakresie dostępu do informacji i komunikacji wzajemnej miedzy ludźmi. Radio i telewizja naziemna i satelitarna, Internet, radiotelefony i telefonia komórkowa spowodowały, że dostępność informacji jest natychmiastowa i wręcz nadmiarowa. W niebyt odeszły czasy gdy informacja była reglamentowana i cenzurowana a stacjonarny telefon był trudno dostępnym luksusem. Oczywisty jest nieograniczony w zasadzie dostęp do energii elektrycznej gazu grzewczego i bieżącej wody.
W połowie ubiegłego stulecia, podczas mrocznych dni okupacji lat 40-tych sytuacja była zupełnie inna, zarówno na polskiej prowincji jak i w okupowanej przez Niemców stolicy Polski Warszawie. Bieżąca informacja o sytuacji w kraju i na frontach II wojny światowej była bardzo ograniczona. Jedynym oficjalnym źródłem były komunikaty Kwatery Głównej Wehrmachtu i odpowiednie teksty w oficjalnej prasie okupacyjnej (Kurier Warszawski - gadzinówka).
Prawdziwe informacje były uzyskiwane z nasłuchów angielskiej rozgłośni BBC emitującej audycje m. in. w języku polskim za pośrednictwem nielegalnie posiadanych odbiorników radiowych (po zajęciu Warszawy w 1939 r. Niemcy nakazali oddanie posiadanych przez mieszkańców radioodbiorników) bądź z kolportowanej z narażeniem życia podziemnej polskiej prasy konspiracyjnej(np. Biuletyn Informacyjny redagowany przez Biuro Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK). Za posiadanie i rozpowszechnianie takich informacji groziło więzienie, obóz koncentracyjny a nawet kara śmierci.
Oddziały konspiracyjne (partyzanckie lub działające w strukturach miejskich) korzystały w ograniczonym zakresie z łączności radiotelegraficznej. Konspiracyjne krótkofalówki małej mocy przystosowane do nadawania i odbioru zaszyfrowanych sygnałów alfabetem Morse'a pracujące na fali przyziemnej miały maksymalny zasięg do 15 km w terenie otwartym i ok. 2-3 km w terenie miejskim. Łączność na większe odległości była realizowana na fali odbitej, której sygnał mógł być odebrany w odległości co najmniej kilkuset kilometrów i był uzależniony od warunków pogodowych i pory dnia (fala odbita od jonosfery). W tym celu zostały stworzone centrale radiokomunikacyjne w Barnes Lodge i Stanmore w Anglii i w Masagne koło Brindisi we Włoszech. Książki szyfrów były dostarczane przez kurierów. W pierwszym okresie działalności konspiracyjnej rozkazy były przekazywane wyłącznie za pośrednictwem łączników. Kontakty z władzami w Londynie były utrzymywane przy użyciu nielicznych radiostacji lub poprzez kurierów przekraczających nielegalnie granice Generalnej Guberni, zrzucanych na spadochronach w specjalnych rejonach zrzutowych bądź wysadzanych z samolotów na tajnych polowych lądowiskach w ramach specjalnych akcji dla cichociemnych.
W czasie Powstania Warszawskiego 1944 sytuacja była równie skomplikowana. Oddziały powstańcze walczące w poszczególnych dzielnicach komunikowały się ze sobą poprzez łączników. W ten sam sposób były przekazywane rozkazy i meldunki w komunikacji pomiędzy dowództwami a oddziałami liniowymi. Przy próbach komunikacji między różnymi dzielnicami sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana. Czasami udawało się wykorzystać jeszcze działającą miejską sieć telefoniczną, w innych przypadkach wykorzystywano łączników, dla których wielokrotnie jedyną drogą dotarcia do celu były kanały.
Informacje o zrzutach broni dla walczącej Warszawy były przekazywane z Londynu poprzez zakodowane sygnały radia BBC, które odbierano w punktach nasłuchowych. Były to zwykle określone fragmenty melodii. Komunikacja Komendy Głównej AK z Londynem odbywała się poprzez nieliczne radiostacje polowe.
Z przyczyn omówionych wcześniej łączność radiotelegraficzna pomiędzy poszczególnymi dzielnicami odbywała się za pośrednictwem baz w Anglii i we Włoszech co znacząco wydłużało czas wymiany informacji.
Brak łączności był przyczyną wielu niepowodzeń w przeprowadzanych akcjach zbrojnych. Klasycznym przykładem było niepowodzenie ataku powstańców na Dworzec Gdański 15-16 sierpnia 1944 r. W założeniu natarcie miało być przeprowadzone równocześnie przez oddziały "Żywiciela" atakujące od strony Żoliborza i oddziały "Radosława" uderzające od strony Starego Miasta. Brak zadawalającej łączności między dzielnicami spowodował, że grupy powstańcze atakowały niesynchronicznie. Ich kolejne wysiłki były nieskuteczne w silnym ogniu nieprzyjaciela. Powstańcy ponieśli ciężkie straty (kilkuset zabitych i rannych) a cała operacja zakończyła się niepowodzeniem.
Powstańcze radiostacje
W czasie powstania pracowały w Warszawie dwie radiostacje foniczne dużej mocy Armii Krajowej "Błyskawica" i "Burza".
W 1943 r. mieszkający w Częstochowie członek Polskiego Związku Krótkofalowców Antoni Zębik ps. "Biegły", który zbiegł z obozu jenieckiego, rozpoczął gromadzenie części do budowy radiostacji fonicznej większej mocy, która mogłaby nawiązać łączność z Londynem. W maju 1943 r. przedstawiciel Dowództwa Wojsk Łączności AK por. inż. Czesław Brodziak ps. "Adler" uzgodnił z konstruktorem szczegóły techniczne radiostacji. Montaż został przeprowadzony na strychu domu Bolesława Drożdża, który wydatnie pomagał przy konstrukcji urządzenia.
1 września 1943 r. nadajnik został uruchomiony. Słyszalność była dobra na częstotliwości 7 MHz w kraju i 10 MHz w Anglii. Niemcy polowali na radiostację, ale szczęśliwie udało się ja wywieźć na wozach ze słomą i ukryć w innym miejscu. 31 grudnia 1943 radiostacja została przywieziona do Warszawy i ukryta w warsztacie samochodowym przy ul. Huculskiej na Mokotowie. Pod nazwą "Błyskawica" stanowiła w Powstaniu Warszawskim radiostację foniczną Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK.
W dniu wybuchu powstania okazało się, że wskutek niewłaściwego przechowywania i zamoczenia elementów radiostacja "Błyskawica" nie nadaje się do pracy i wymaga kilkudniowej konserwacji. W tej sytuacji Inspektor Radiokomunikacji Delegatury Rządu mjr Stanisław Noworolski PS. "Zwora" zlecił młodemu krótkofalowcowi Włodzimierzowi Markowskiemu pilne wykonanie drugiej radiostacji fonicznej o podobnych parametrach. Budowa "Burzy" rozpoczęła się 2 sierpnia 1944 po południu w dwóch pokojach Poczty Głównej przy pl. Napoleona (dziś pl. Powstańców Warszawy). Zostały tam przeniesione podzespoły zgromadzone w mieszkaniu pisarza Juliusza Kaden-Bandrowskiego przy ul. Boduena 4. Markowski z pamięci naszkicował schemat ideowy nadajnika. Za podstawę montażową posłużyła deska wycięta z szafy, do której przykręcono płytę czołową z bakelitu. 3 sierpnia po południu nadajnik był gotowy do pracy. Brakowało tylko anten. Tego dnia wieczorem mjr Noworolski dostarczył odpowiednią linkę i przy użyciu istniejących na budynku dwóch masztów została zawieszona 30 metrowa antena. Około północy rozpoczęto strojenie radiostacji i po dwóch godzinach nadano pierwszą próbną audycję.
Operatorem technicznym radiostacji, redaktorem programów i spikerem był w jednej osobie Włodzimierz Markowski. Nadawane komunikaty pochodziły z "Biuletynów Informacyjnych" BIiP KG AK. Po 15-30 minutach transmisji biuletynów nadawano kilkunastominutowe komunikaty o aktualnej sytuacji w mieście. Były to komunikaty o poszukiwaniach ludzi, potrzebie udzielenia pomocy, prośby i apele o pomoc zagraniczną dla walczącej Warszawy. "Burza" nadawała komunikaty trzy razy dziennie o 10.00, 14.00 i 17.00. Londyn potwierdził słyszalność audycji.
W międzyczasie 8 sierpnia 1944 por. inż. Czesław Brodziak "Adler" uruchomił przy pomocy zespołu radiotechników radiostację "Błyskawica". Była ona ulokowana w gmachu PKO przy ul. Świętokrzyskiej r. ul. Jasnej. Wykorzystywało ją również dla swoich audycji Polskie Radio. Programy "Błyskawicy" nadawano cztery razy dziennie o 9.45, 14.00, 19.30 i 22.00 na falach krótkich 32,8 m (9,2 MHz) i 52,1 m (5,8 MHz). Czas trwania audycji zależał od zawartości materiałów i nie przekraczał jednej godziny.
"Błyskawica w gmachu PKO, 20 sierpnia 1944 r.
Na falach średnich 224 m (1,3 MHz) nadawano programy dywersyjne dla Niemców. Szefem propagandowym "Błyskawicy" był Stanisław Zadrożny "Pawlicz", jego zastępcą Zofia Rutkowska "Ewa", głównym spikerem Zbigniew Świętochowski "Krzysztof". Polskie Radio nadawało na falach krótkich o 10.55 i 18.30 i na falach średnich o 12.00. Równolegle pracowała również "Burza" poza własnymi programami retransmitowała ona programy "Błyskawicy" w paśmie 52,1 m. Obie radiostacje utrzymywały stałą łączność z centralami radiowymi w Wielkiej Brytanii i południowych Włoszech.
W końcu sierpnia "Burza" została namierzona przez niemieckie radiopelengatory. Przez kilka dni budynek Poczty Głównej gdzie była zlokalizowana radiostacja był bombardowany przez niemieckie samoloty. 26 sierpnia "Burza" została zniszczona. Tego samego dnia na specjalne polecenie szefa sztabu KG AK aparaturę "Błyskawicy" przeniesiono do lokalu "Adrii" przy ul. Moniuszki 10.
W czasie ciężkich walk na Powiślu Niemcy systematycznie niszczyli urządzenia znajdującej się tam elektrowni miejskiej. Po zajęciu przez nich w dniu 5 września terenu elektrowni miasto zostało definitywnie pozbawione energii elektrycznej. Wobec braku prądu żołnierze ze zgrupowania "Chwaty" przenieśli na polecenie Komendy Głównej AK aparaturę "Błyskawicy" do Śródmieścia-Południe, gdzie została umieszczona w oficynie na tyłach posesji przy ul. Poznańskiej 13. W "Adrii" pozostawiono nadajnik średniofalowy, akumulatory i przetwornice oraz warsztat radiotechniczny.
W nocy z 5/6 września przeniosła się też do Śródmieścia-Południe Komenda Główna AK i została zainstalowana w gmachu Polskiej Spółki Akcyjnej Telefonicznej tzw. Małej Pasty przy ul. Piusa XI nr 19.
Kolejne lokalizacje "Błyskawicy" w Warszawie
W nowym miejscu "Błyskawica" była zasilana z powstańczej elektrowni polowej przy ul. Hożej 51, uruchomionej i obsługiwanej przez żołnierzy grupy saperskiej kpt. Michała Buczy "Mechanika". "Błyskawica" została szybko namierzona przez Niemców i 8 września niemiecki samolot z lotu nurkowego zbombardował budynek, w którym ją zainstalowano. Na szczęście aparatura nie została uszkodzona i radiostację natychmiast przeniesiono do budynku na tyłach Biblioteki Publicznej przy ul. Koszykowej 26, gdzie pracowała do 4 października zasilana w dalszym ciągu przez elektrownię z ul. Hożej 51. 4 października 1944 r. wieczorem radiostacja "Błyskawica" nadała swoją ostatnią audycję i została zniszczona.
Elektrownia
Należy pamiętać, że działalność radiostacji po zniszczeniu elektrowni miejskiej na Powiślu była możliwa dzięki funkcjonowaniu polowej elektrowni powstańczej. Historia jej uruchomienia i działania jest wydarzeniem równie pasjonującym i bezprecedensowym jak powstanie i działalność powstańczych radiostacji "Burza" i "Błyskawica".
W zachodniej części Śródmieścia-Południe w rejonie ulic: Emilii Plater, Wspólnej, Poznańskiej, św. Barbary, Żulińskiego, Nowogrodzkiej, Marszałkowskiej, Wilczej i Hożej był teren działania zgrupowania "Zaremba" przekształconego następnie w batalion "Piorun". Oddział powstał na bazie kompanii osłonowej sztabu Komendy VII Obwodu Okręgu Warszawskiego AK "Obroża", który miał w momencie wybuchu powstania siedzibę na terenie Związku Spółdzielni Mleczarsko-Jajczarskich przy ul. Hożej 51.
Rejon działania batalionu "Zaremba-Piorun"
Po kilku dniach walki stało się jasne, że powstanie nie zakończy się szybko. Zaistniała realna groźba, że Niemcy odetną dla miasta dopływ energii elektrycznej i wody. Zapadła wówczas decyzja o budowie na terenie przy ul. Hożej 51 elektrowni polowej oraz uruchomieniu studni głębinowej.
Zadanie to otrzymał dowódca saperów "Obroży" kpt. Michał Bucza "Mechanik". Do zadań żołnierzy grupy saperskiej należała również produkcja materiałów wybuchowych oraz produkcja i naprawa broni.
Robotami związanymi z budową polowej elektrowni kierował jej późniejszy dowódca inż. Sobiesław Dajkowski "Florek", elektryk, specjalista budowy maszyn elektrycznych.
inż. Sobiesław Dajkowski "Florek"
Z niewielkiego warsztatu naprawczego przy ul. Poznańskiej przywieziono agregat prądotwórczy "Phänomen" o mocy 15 kVA, oddany prawdopodobnie przez Niemców do naprawy. Z terenu Politechniki, jeszcze przed zajęciem jej przez Niemców, "Florek" przy pomocy swojej drużyny przeniósł prądnicę i wiele sprzętu elektrycznego. Z Zakładów Strójwąsa przy ul. Hożej 57 przeniesiono silnik samochodowy i prądnicę. "Florek" zainstalował rezerwowe napowietrzne połączenie energetyczne wyprowadzone od jednego z transformatorów znajdujących się na terenie Politechniki od strony ul. Koszykowej, zasilanego bezpośrednio z Pruszkowa.
W niewielkim pomieszczeniu piwnicy głównego magazynu zainstalowano agregat prądotwórczy "Phänomen" i przygotowano go do zasilania pompy elektrycznej studni głębinowej. Agregat wytwarzał prąd zmienny trójfazowy o napięciu 380/220 V. Umożliwiało to zasilanie zarówno odbiorników siłowych, jak i pozostałych pracujących na napięciu 220 V. Z energii korzystały obrabiarki fabryki dźwigów Groniewskiego przy ul. Emilii Plater 10 pracujące na rzecz rusznikarni oraz odlewnia Braci Łopieńskich przy ul. Hożej 55, gdzie produkowano skorupy do granatów ręcznych.
Po 20 sierpnia 1944 rejon Śródmieścia-Południe został pozbawiony energii elektrycznej z elektrowni miejskiej na Powiślu oraz wody z sieci wodociągów miejskich. Przerwana została również rezerwowa linia energetyczna z terenu Politechniki, która dostała się w ręce Niemców. W międzyczasie uruchomiono agregat prądotwórczy, co pozwoliło na dostarczenie w niewielkim stopniu energii elektrycznej dla potrzeb powstańców i ludności cywilnej oraz zasilenie pompy studni głębinowej.
Równocześnie przystąpiono do budowy drugiego agregatu. Użyto do tego silnika samochodowego oraz prądnicy sprowadzonej z terenu Politechniki. Agregat miał również moc 15 kVA. Oba agregaty pracowały bez wzajemnej synchronizacji. Poza wcześniej wymienionymi odbiorcami przekazywały moc do sieci szpitali powstańczych zlokalizowanych w rejonie i dysponujących łącznie około 300 łóżkami i pracownią rentgenologiczną. Szpitale obsłużyły ponad 1.500 rannych.
Obsadę elektrowni w pierwszych dniach działania stanowiło czterech żołnierzy: dowódca inż.. Sobiesław Dajkowski "Florek", kapral Józef Zielonka "Gryf" i szeregowcy Tadeusz Baczyński "Damian" i Henryk Kuligowski "Michał". Jej całodobowa praca wymagała znacznej ilości benzyny. Dostarczano ją ręcznie w kanistrach przenoszonych najczęściej z odległych miejsc w Śródmieściu-Północ oraz z niemieckich zbiorników magazynowych mieszczących się w okolicach placu Trzech Krzyży i ul. Książęcej.
szer. Tadeusz Baczyński "Damian"
5 września po przeniesieniu do Śródmieścia-Południe Komendy Głównej i Komendy Okręgu AK do elektrowni polowej została podłączona radiostacja foniczna "Błyskawica" zainstalowana na ul. Poznańskiej 13 a następnie na ul. Koszykowej 26. Poza nią z energii elektrowni polowej korzystały również radiostacja Komendy Okręgu, radiostacja 02 placówki informacyjno-radiowej "Anna" Komendy Obszaru oraz radiostacje 09 i 09A. Elektrownia zasilała również urządzenia składnicy meldunkowej K-2 prowadzącej specjalny całodobowy nasłuch radiowy, szyfrowanie i odszyfrowywanie depesz.
Po upadku elektrowni miejskiej na Powiślu do Śródmieścia-Południe przedostało się jej kilku pracowników, żołnierzy zgrupowania "Krybar". Byli wśród nich szeregowcy: Hieronim Borkowski "Pogoń", Zdzisław Kwieciński "Skuliga" i Stanisław Ryszkowski "Węglarz". Zasilili oni wydatnie obsadę elektrowni kpt. "Mechanika".
Służba w elektrowni była bardzo ciężka i odpowiedzialna. Elektrownia musiała pracować całą dobę. W ciasnej piwnicy pracowały bez przerwy silniki spalinowe agregatów prądotwórczych. Temperatura powietrza w pomieszczeniu przekraczała 55°C. Spaliny wytwarzane przez pracujące silniki i hałas sprawiały, że służba trwająca po kilkanaście godzin na dobę była bardzo męcząca i wyczerpująca. W tych warunkach nie słychać było wycia niemieckich ciężkich moździerzy "krów" lub "szaf", wybuchów bomb lotniczych czy pocisków najcięższego działa kolejowego ostrzeliwującego we wrześniu ten rejon miasta. Wyczuwało się tylko drżenie ziemi wywoływane wybuchami.
Elektrownia polowa kpt. "Mechanika" przy ul. Hożej 51 pracowała jeszcze po kapitulacji powstania do 5 listopada 1944 r. Mimo, że większość ludności cywilnej opuściła miasto, w okolicznych szpitalach i domach pozostali jeszcze ranni oraz ludzie starzy i chorzy, którzy nie mogli wyjść z miasta o własnych siłach. Niezbędna była dla nich energia elektryczna i woda. Przy agregatach pozostała grupa monterów-operatorów, żołnierzy grupy kpt. "Mechanika". Którzy dostali zaświadczenia Polskiego Czerwonego Krzyża, że pełnią funkcje sanitariuszy.
Elektrownia przestała pracować 5 listopada 1944, jej agregaty Niemcy wywieźli do Sochaczewa.
Zaopatrzenie w wodę
Wykorzystanie studni głębinowej uruchomionej przy ul. Hożej 51 wymagało pewnych modyfikacji w instalacji rozprowadzającej wodę. Dla zaopatrzenia wytwórni broni podłączono przewody od pompy do przewodów wewnętrznych budynków, jednocześnie "odcinając" je od przewodów ulicznych. W następnym tygodniu prowizorka ta została zastąpiona wodociągami z "wieży ciśnień". Wykorzystano do tego celu znajdujące się na piętrze kadzie zbiorników do topienia masła. Wodociąg ten zaopatrywał w wodę "wytwórnię" i dostarczał co najmniej 40 000 litrów wody dziennie na potrzeby ludności cywilnej. Codziennie w określonych godzinach (najmniejszego ostrzału) tłumy ludzi gromadziły się w kolejkach na podwórzach od ul. Poznańskiej 13, pobierając wodę, z której korzystało ponad 30 000 osób.
Organizacja wydawania wody działała sprawnie. Mimo napięcia nerwów do granic wytrzymałości, ludność cywilna do ostatnich dni Powstania zachowywała porządek, co było niemałą zasługą dobrze zorganizowanej obsługi i służby porządkowej. Do gorszących scen dochodziło tylko sporadycznie i w rzadkich wypadkach, łatwo likwidowanych dzięki pozytywnej postawie ludności.
Przeprowadzono również naziemną prowizoryczną instalację wodociągową w celu rozprowadzania wody w rejony pobliskich posesji, dla umożliwienia zaopatrzenia w wodę ludności cywilnej, zamieszkującej okoliczne domy. Uliczne zdroje zbudowano na terenie zajmowanym przez siostry zakonne przy ul. Hożej 53, także na tyłach posesji przy ul. Poznańskiej 13 przy murze graniczącym z terenem "Jajczarni" (Hoża 51) oraz w podwórzu domu przy ul. Wilczej 51 róg Poznańskiej. Najwięcej ludzi gromadziło się przy punkcie czerpania wody na tyłach posesji Poznańska 13 graniczącej z posesją Hoża 49. Ponieważ miejsce to nie było osłonięte budynkami, pod kranem z wodą wykonano z blachy dużą wannę, umożliwiającą szybkie czerpanie wody bez konieczności dłuższego przebywania w miejscu narażonym na silny ostrzał. Instalację wodociągową poprowadzono również do szpitali polowych i ważniejszych punktów dowodzenia.
Wytwórnia broni i rusznikarnia
Dowódca saperów kpt. Michał Bucza "Mechanik" zorganizował przy ul. Hożej 51 jednostkę techniczną zwaną od pseudonimu dowódcy "Grupą kpt. Mechanika", z którą ściśle współpracował oficer techniczny por. inż. Anatol Kiciński "Spawacz".
Powstała tzw. "Wytwórnia" naprawiająca broń i produkująca materiały wybuchowe, granaty i granatniki.
Niemal od pierwszych dni powstania ruszyła produkcja butelek zapalających i granatów. Pracami kilku kobiet z WSK (Wojskowa Służba Kobiet) zatrudnionych przy ich wytwarzaniu kierował plut. Stanisław Gładysz "Jarema".
Do produkcji skorup granatów ręcznych wykorzystywano piece odlewnicze fabryki Braci Łopieńskich przy ul. Hożej 55. Skorupy i odlewy wykonywał pracownik fabryki Wilga. Wytopu cynku dokonywano w specjalnych piecach dołowych fabryki. Po zużyciu zapasu cynk uzyskiwano z pokryć dachów zburzonych domów. Granaty ręczne wykonywano również z rur wodociągowych, napełniając je materiałami wybuchowymi produkcji własnej lub uzyskanymi z niemieckich niewypałów.
Na terenia "Jajczarni" przy ul. Hożej 51 znajdowały się pewne zapasy saletry amonowej i potasowej, jak również dobrze wyposażone laboratorium chemiczne. Saletrę, będącą środkiem silnie utleniającym, mieszano ze sproszkowanym cukrem, tworząc w ten sposób mieszankę, która w procesie spalania powiększała swą objętość wytwarzając olbrzymie ciśnienie. Tak uzyskiwano materiał wybuchowy zwany szedytem, zbliżony właściwościami do trotylu. Cukier mielono mechanicznie, przy użyciu wysoko wydajnych młynków elektrycznych sprowadzonych z Zakładów Strójwąsa. Jako zapalniki służyły początkowo lonty prochowe z detonatorem lub bez. Później uruchomiono produkcję zapalników złożonych z rurki szklanej zamocowanej wewnątrz granatu oraz rurki szklanej zasklepionej z obu stron i zwężonej w połowie długości, wypełnionej stężonym kwasem siarkowym. Pewna ilość materiałów wybuchowych oraz zapalników otrzymano z magazynów Komendy Głównej AK. Później zapalniki produkowano również we własnym zakresie. Pracami tymi kierował inż. Eugeniusz Żochowski "Eugeniusz".
szkice przedstawiające konstrukcję wytwarzanych granatów
Tego typu granatów wytwarzano od 200 do 300 na dobę. Prace związane z produkcją materiałów wybuchowych były bardzo niebezpieczne. Już w pierwszych dniach powstania do szpitala przy ul. Wilczej 61 trafiły trzy kobiety z grupy ktp. "Mechanika" poparzone i poranione w czasie produkcji granatów. Jedna z tych kobiet szeregowiec Jadwiga Chrząszczewska-Suchodolska zmarła 8 sierpnia 1944 w wyniku poniesionych ran.
Poza produkcją własną uzyskiwano materiały wybuchowe z rozbrajanych niewypałów niemieckich pocisków. Usuwanie zapalników i pozyskiwanie materiałów wybuchowych z niewypałów było również bardzo niebezpieczne.
W odlewni metali kolorowych Braci Łopieńskich przy ul. Hożej 55 wykonywano skorupy granatów ręcznych, wykorzystują piece odlewnicze fabryki. W fabryce znajdował się niewielki zapas cynku w ilości ok. 200 kg, z którego rozpoczęto produkcję skorup. Zarówno formy jak i same odlewy wykonywał pracownik fabryki pan Wilga. Wytopu cynku dokonywano w specjalnych piecach dołowych. Po zużyciu zapasu cynk uzyskiwano z pokryć dachów zburzonych domów. Wykańczanie tego typu granatów i napełnianie ich materiałami wybuchowymi odbywało się na terenie Związku Spółdzielni Mleczarsko-Jajczarskich, "Jajczarni", przy ul. Hożej 51, w budynku głównego magazynu, gdzie były zorganizowane warsztaty rusznikarni.
Wyprodukowane granaty były dostarczane do własnych oddziałów bojowych oraz innych oddziałów w Śródmieściu-Południe. W "Wytwórni" w czasie powstania wyprodukowano ogółem kilkadziesiąt tysięcy różnego typu granatów.
5 sierpnia do "Mechanika" zgłosił się inż. Mieczysław Łopuski "Konstruktor" z propozycją współpracy przy produkcji granatników. Początkowe próby z wyrzutniami granatów na zasadzie kuszy nie dały dobrych wyników. "Konstruktor" zgłosił projekt granatnika wykonanego z rur wodociągowych o działaniu zbliżonym do normalnych granatników. Propozycja została przyjęta. "Konstruktor" sprowadził dodatkowo na teren "Wytwórni" Kazimierza Schodowskiego "Kiziora", Antoniego Wojdowicza i Jana Wrzołka.
por. Mieczysław Łopuski "Konstruktor" Kazimierz Schodowski "Kizior"
Powstańczy granatnik wykonany w "Wytwórni"
Do obróbki maszynowej wykorzystano maszyny znajdujące się na terenie fabryki dźwigów Groniewskiego przy ul. Emilii Plater 10. Granatniki wyrzucały po stromym torze granaty wykonane również z rur wodociągowych o mniejszej średnicy na odległość kilkuset metrów, wywołując wśród Niemców panikę. Podczas prób ulepszania granatnika został ciężko ranny "Konstruktor" tracąc rękę. W dalszych pracach zastąpił go inż. Eugeniusz Żochowski "Eugeniusz". Granatników tych wykonano 25 sztuk.
"Wytwórnia" podjęła również próbę produkcji miotaczy płomieni. Wykonywano je, przerabiając odpowiednio polewaczki ogrodowe i szpryce oraz pompki. Działanie ich było niestety niezadowalające z uwagi na mały zasięg i duże zużycie benzyny i dalszych prób zaniechano.
Już pierwszego dnia powstania oficer techniczny por. inż. Anatol Kiciński "Spawacz" natychmiast zorganizował warsztat naprawy broni, wykorzystując warsztaty mechaniczne Związku Mleczarskiego przy ul. Hożej 51. Ten warsztat naprawy broni - "rusznikarnia" - pracował po 24 godziny na dobę do połowy sierpnia 1944 r. W ciągu pierwszych trzech tygodni od wybuchu powstania ilość naprawionej broni przekroczyła stan posiadania uzbrojenia w VII Obwodzie, co było dowodem, że w przypadku braku "rusznikarni" odcinek stałby się bezbronny.
W pierwszej połowie Powstania dokonywano napraw tylko z odcinka bojowego VII Obwodu, w drugiej połowie - obsługiwano również dalsze odcinki bojowe, wykonując także naprawę broni ze zrzutów.
Naprawa polegała najczęściej na spawaniu acetylenowym i lutowaniu twardym. W tych warunkach wyprawy po tlen (karbidu było pod dostatkiem) stały się równie ważne i nieodzowne jak wypady po broń, amunicję czy środki żywności. Wyprawy takie trzeba było odbywać z Hożej aż na Czerniaków lub na Żelazną.
W "rusznikarni" na Hożej wykonywano szereg prac. Doprowadzano do stanu użyteczności broń wykopaną z ziemi, między innymi kilka egzemplarzy ciężkich karabinów maszynowych "Maxim" wykopanych z Pola Mokotowskiego pod pozorem kopania kartofli. Usuwano usterki broni pracującej wadliwie, dorabiano sprężyny, iglice, pasowano części, w tym również części broni pochodzącej ze zrzutów, jak Steny i Piaty. Prowadzono naprawę broni niesprawnej wskutek zużycia. Lutowano mosiądzem wżery w komorach nabojowych kleszczące łuski. Naprawiano broń przestrzeloną, złamaną, dorabiano kolby z rurek stalowych, remontowano przyrządy celownicze uszkodzone lub brakujące, wymieniano i pasowano trzony zamkowe do pistoletów maszynowych "Błyskawica". Zajmowano się także naprawą broni rozmyślnie uszkodzonej (Niemcy, porzucając broń, często wyrzucali którąś jej istotną część, którą trzeba było dorobić bez rysunków) często także bez znajomości danego typu broni.
Pod koniec Powstania dostarczono do "rusznikarni" uszkodzoną broń ze zrzutów armii radzieckiej. Była ona zrzucana na niskim pułapie bez spadochronów z dwupłatowców "kukuryźnik". Ze zrzutów tych otrzymano 9 granatników, 6 kb ppanc. i 16 pistoletów maszynowych, z czego w ostatnich dniach Powstania naprawiono i oddano do użytku 5 granatników, 4 kb ppanc oraz 7 pistoletów maszynowych (naprawę reszty broni udaremniła kapitulacja). W "rusznikarni" dorobiono również podstawy do km-ów, naprawiono armatkę 37 mm ze spalonego czołgu i postawiono ją na podwoziu. Udała się też przeróbka polewaczek i szpryc na prowizoryczne "miotacze ognia". Toczono nadto modele do odlewów.
Przez cały okres pracy "rusznikarni" podczas Powstania, na około 450 sztuk różnej broni, która przeszła przez jej warsztaty, zdyskwalifikowano tylko 1 karabin kaliber 7,62, którego lufę wykorzystano do produkcji luf do pistoletów tego kalibru.
Opisane powyżej fakty dają obraz rozmiaru wysiłku żołnierzy zaplecza technicznego w Powstaniu Warszawskim oraz rozmiaru wysiłku walczących warszawiaków w czasie 63 dni jego trwania.
W 60 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego 1944 r. powstała replika radiostacji "Błyskawica". Z inicjatywy polskich krótkofalowców zawiązał się Komitet Budowy Repliki Radiostacji Powstańczej "Błyskawica". Honorowy patronat nad budową repliki objął ówczesny prezydent m. st. Warszawy Lech Kaczyński.
Nawiązano kontakt z konstruktorem "Błyskawicy" Antonim Zębikiem mieszkającym w Radomsku. Ogłoszono apel do krótkofalowców o pomoc w poszukiwaniu części z lat 40-tych. Część konstrukcji nadajnika była gotowa 8 lutego 2004 r. Jan Nowak-Jeziorański przekazał nagranie z nasłuchów audycji nadawanych przez "Błyskawicę" w 1944 r.
29 maja 2004 r. grupa warszawskich krótkofalowców zainstalowała replikę radiostacji w okolicach Radzymina. Zygmunt Seliga (członek Stowarzyszenia Pamięci Powstania Warszawskiego 1944 i krótkofalowiec) z operatorem Sylwestrem Pieleszakiem przeprowadzili pierwsze próby łączności o godz. 11,54 i 12.15. Próby wypadły pomyślnie i zostały potwierdzone kartami QSL.
W rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego 1944 replika radiostacji "Błyskawica" przeprowadziła transmisję na falach 32,8 m. Stało się to tradycją w latach następnych.
Uruchomienie repliki "Błyskawicy" przez Zygmunta Seligę
8 sierpnia 2006 r o godz. 9.45 Zygmunt Seliga uruchomił replikę radiostacji fonicznej "Błyskawica" zainstalowanej w Muzeum Powstania Warszawskiego przy ul. Grzybowskiej 79. Prezes Związku Powstańców Warszawskich gen. Zbigniew Ścibor-Rylski ps. "Motyl" odczytał fragment oryginalnych audycji "Błyskawicy" z 8 sierpnia 1944, które w tamtym czasie wygłaszał spiker Polskiego Radia Zdzisław Świętochowski ps. Krzysztof":
gen. Zbigniew Ścibor-Rylski czyta komunikat
"Halo! Tu "Błyskawica", stacja nadawcza Armii Krajowej w Warszawie na fali 38,2 i 52,1 metra. Duch Warszawy jest wspaniały. Wspaniałe są kobiety Warszawy. Są wszędzie: na linii razem z żołnierzami lub jako sanitariuszki albo też łączniczki..." Po aktualnościach popłynęły słowa: "Pozdrawiamy wszystkich wolność miłujących ludzi świata, żołnierzy polskich walczących we Włoszech i we Francji, polskich lotników i marynarzy." Audycję zakończyły dźwięki Warszawianki.
Transmisje "Błyskawicy" w czasie obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego 1944 podobnie jak codzienny hejnał grany o godz. 11.15 z wieży Zamku Królewskiego w Warszawie, oparty na motywach "Warszawianki" wejdą na stałe do tradycji warszawskiej przypominając o bohaterskich chwilach stolicy Polski.
materiały udostępnił: strzelec Tadeusz Baczyński "Damian" batalion "Zaremba-Piorun" grupa kpt. "Mechanika" opracował: Maciej Janaszek-Seydlitz |
Copyright © 2006 Maciej Janaszek-Seydlitz. Wszelkie prawa zastrzeżone.