Powstańcze relacje świadków
Powstanie Warszawskie oczami żołnierza NSZ.
Jerzy Nachtman, |
Wybuch Powstania zaskoczył nas, żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych - NSZ. Przed 1 sierpnia 1944 r. Byliśmy zgrupowani w domu przy ul. Bonifraterskiej, skąd 1 sierpnia mieliśmy opanować Wytwórnię Papierów Wartościowych w celu zdobycia środków na wyprowadzenie kadry na zachód (z Warszawy w Bory Tucholskie).
Akcja miała rozpocząć się ok. godz. 11.00. Ja z trzema kolegami (Ryszard Rawicz-Twaróg ps. "Guga", Władysław Strumiłło ps. "Krakowiak" i Stanisław Wierzbicki ps. "Kieł") mieliśmy w mundurach niemieckich podjechać samochodem osobowym (Opel Olimpia) pod wejście budynku i opanować wartownię. Następnie mieliśmy wpuścić do środka samochód ciężarowy (kierowca Kazik Wierzbicki ps. "Pantera") z drugą grupą (ok. 12 ludzi), która przy pomocy członków naszej organizacji zatrudnionych w Wytwórni miała opanować cały teren i rozbroić Niemców wewnątrz budynku. Na zewnątrz było silne ubezpieczenie, szczególnie od strony Cytadeli gdzie stał wózek z warzywami z ukrytym erkaemem.
Około godz. 10.00 przybył łącznik z Wytwórni z meldunkiem, że na obiekt przybyła kompania niemieckiego wojska i rozlokowała się na dziedzińcu. W tej sytuacji akcja została odwołana. Oczekując na dalszy rozwój wydarzeń, około godz. 12.00 usłyszeliśmy strzelaninę od strony Żoliborza i zobaczyliśmy podążające w tym kierunku oddziały żandarmerii. W tej sytuacji zatelefonowałem do dowódcy Tadeusza Siemiątkowskiego ps. "Tadeusz Mazur" z zapytaniem co robić. Otrzymałem polecenie, aby oddział przeniósł się do naszych lokali w rejonie ul. Żelaznej.
Część ludzi wyszła pojedynczo tylko z bronią krótką wyszła piechotą. Ja z "Gugą" i "Kłem" wsiedliśmy do Opla i ruszyliśmy w kierunku Żelaznej. Za nami jechała ciężarówka prowadzona przez "Panterę" z 10 ludźmi pod plandeką. W Oplu wszyscy byliśmy w mundurach niemieckich, w ciężarówce podobnie ubrany był kierowca i siedzący obok niego "Benek". Jechaliśmy naprzód nie zwracając uwagi na znaki dawane przez Niemców, aby się zatrzymać.
Dopiero na ul. Senatorskiej, przed kościołem, patrol żandarmerii widząc, że nie reagujemy na jego znaki wyskoczył na jezdnię celując do nas. Przez otwarte okna ja i "Guga" otworzyliśmy do nich ogień ze Schmeiserów, jednocześnie i ciężarówki poleciały granaty. Dodając gazu przejechaliśmy Plac Teatralny, wjechaliśmy w Elektoralną i aby wyrwać się spod ognia od Senatorskiej, skręciliśmy w Orlą.
Zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy wychodzić z pojazdów. W niewielkiej odległości przed bramą jednego z budynków stała grupa cywilów., z których jeden miał karabin. Nie wiedzieli co zrobić widząc wojskowych zrzucających mundury i uzbrojonych cywilów. "Guga" rozpoznał wśród stojących swojego kolegę i cała sprawa się wyjaśniła. Był to oddział AK zbierający się do akcji. Od nich dostaliśmy biało-czerwone opaski.
W związku z tym, że od Leszna, pl. Teatralnego i wzdłuż Elektoralnej była strzelanina, zdecydowałem się zabarykadować w czworoboku ulic: Przechodnia, Rynkowa, Graniczna i Ptasia i przeczekać do zmroku. Ludność witała nas z entuzjazmem i równocześnie z obawą, bo ulicami krążyły samochody niemieckie ogłaszając przez megafony, że ludność każdego domu, z którego padnie strzał zostanie rozstrzelana.
Ja, zostawszy dowódcą dobrze uzbrojonego oddziału, byłem w rozterce co robić, tym bardziej, że zgłaszało się do mnie wielu ochotników prosząc o broń. Zaczekaliśmy do zmroku i przenieśliśmy się w gruzy b. Pałacu Lubomirskich. Niedaleko w Hali Mirowskiej byli jeszcze Niemcy, którym nie udało się uciec do Ogrodu Saskiego, gdzie było ich większe zgrupowanie. Mieliśmy pod ostrzałem wejście do Hali nie pozwalając się nikomu z niej wychylić.
W międzyczasie przyszedł do nas granatowy policjant mówiąc, że to jest jego rewir i że zna wejście do podziemi Hali , gdzie były magazyny tłuszczu. Zaproponował, że podpali hale od piwnic i "wykurzy" Niemców. Gdy Hala zaczęła się palić podbiegłem do bramy i wrzuciłem do środka granat. Po chwili usłyszałem głos z wewnątrz: "Chłopaki weźmieta nas, nie zabijajta". Zawołałem: "Wyłazić, ręce na głowie". Po chwili zaczęli pojedynczo wychodzić. Jeńców zabrali na ul. Solną "chłopaki z Bródna": "Benek", "Michałko". Zrewidowali ich, odebrali saperki i oporządzenie. My próbowaliśmy wynieść z płonącej Hali broń. Wzbogaciliśmy się o 4 karabiny i karabin maszynowy "Dreiser" oraz trochę amunicji.
Sformowałem oddział, było nas 18 dobrze uzbrojonych: 2 Schmeisery, 1 Sten, Bergman, 4 kb, 1 erkaem, poza tym pistolety. Dowiedziałem się, że na ul. Twardej organizuje się komenda, udałem się tam i zameldowałem mój oddział dowódcy powstającego zgrupowania "Chrobry" mjr "Ligowi" - był to oficer NSZ. Mianował nas swoim oddziałem dyspozycyjnym, dał nam 2 sanitariuszki i łącznika.
Polecił nam aby jeszcze tej nocy zaskoczyć załogę niemiecką PASTy i spróbować ja zająć. Niemcy z tego budynku dawali się nam we znaki ostrzeliwując cały rejon. O zaskoczeniu nie było niestety mowy. Przy próbie zbliżenia Niemcy wystrzeliwali rakiety na spadochronach tzw. Flary oświetlające cały teren i kładli ogień zaporowy, tak że nie można się było nawet wychylić. Wystarczyło rzucić cegłę na ulicę i natychmiast zaczynała się kanonada. W mżawce doczekaliśmy świtu ale i wtedy nie było mowy o jakiejkolwiek próbie zaskoczenia Niemców.
Rano wróciliśmy na Twardą. Po południu dostaliśmy polecenie wyparcia własowców, którzy wdarli się od strony ul. Towarowej na pl. Kazimierza (dziś jest tam drukarnia Dom Słowa) i zaczęli wywlekać z domów ludzi. Podeszliśmy od strony Siennej i Miedzianej skąd otworzyliśmy ogień w kierunku wroga. Spowodowało to panikę wśród własowców, którzy zabrawszy kilku zabitych lub rannych pospiesznie wycofali się za betonowy parkan po drugiej stronie ul. Towarowej.
Nasz oddział był przerzucany do różnych akcji, próbowaliśmy zdobyć hotel "Astoria" przy ul. Chmielnej, rozpoznawaliśmy możliwość zaatakowania Dworca Głównego, walczyliśmy na Towarowej w magazynach firmy Hartwig. W czasie próby zaatakowania Nordwache na rogu ul. Żelaznej i Chłodnej (po dachach, innej możliwości nie było bo na rogu ulicy był betonowy bunkier) został ranny "Krakowiak". Polowaliśmy również na "gołębiarzy", oczyszczając teren.
Po około tygodniu walk dowiedziałem się, że w Domu Kolejowym przy ul. Chmielnej róg Żelaznej tworzy się oddział NSZ. Mjr "Lig" zgodził się abym tam dołączył. Zameldowałem oddział, okazało się, że jest to kompania "Warszawianka", a zastępcą dowódcy jest mój szef Tadeusz Siemiątkowski ps. Tadeusz Mazur", który organizował I pluton. Zostałem jego zastępcą i dowódcą I drużyny, która przyprowadziłem.
Tak jak u "Liga" jako oddział najlepiej uzbrojony i ostrzelany byliśmy "Pogotowiem". Rzucano nas tam, gdzie było gorąco. Walczyliśmy w Alejach Jerozolimskich, na Krochmalnej i Waliców pod dowództwem kpt. "Proboszcza", na Towarowej. Braliśmy udział w próbie przebicia się na Stare Miasto. I drużyna zdobyła gmach Wodociągów i Kanalizacji przy pl. Starynkiewicza.
Rozkaz dzienny kompanii "Warszawianka"
W październiku z balkonu budynku Al. Jerozolimskie róg pl. Starynkiewicza Niemcy wywiesili białą flagę i przez megafon poprosili o zawieszenie broni i przybycie parlamentariuszy od gen. Bora. Po konsultacjach z dowództwem polecono nam nawiązać kontakt i umówić ewentualne spotkanie na dzień następny. Kapralowi "Bankierowi", który dobrze znał niemiecki, dołożyliśmy gwiazdkę - został majorem. On z biało-czerwoną opaską na cywilnym płaszczu (na naramiennikach płaszcza - major), ja z "Krakowiakiem" uzbrojeni po zęby - obaj ze Schmeiserami, po 7 magazynków, do tego granaty, w niemieckich hełmach, w panterkach z biało-czerwoną opaską, wyszliśmy na spotkanie. Jednocześnie naprzeciw nam wyszło 2 Niemców poprzedzonych żołnierzem z białą flagą. Byli bez broni.
Pierwsze pytanie jakie nam zadali było dlaczego parlamentariusze są uzbrojeni. Odpowiedzi udzielił nasz "major" mówiąc, że mamy przykre doświadczenia i nie wierzymy im. Powiedzieliśmy , że jesteśmy z dowództwa tego odcinka i umówiliśmy spotkanie na następny dzień. Następnego dnia z kpt. "Lechem Żelaznym" naszym dowódcą batalionu, przybył cywil, niski w pumpach. Okazało się, że jest to płk Wachnowski. Na spotkanie do Filtrów poszli w asyście "Bankiera" i :Krakowiaka" (tym razem już nieuzbrojonych). Taki był początek rokowań o kapitulację Warszawy.
Po ogłoszeniu kapitulacji schowaliśmy zakonserwowana co lepszą broń i sztandar "Warszawianki" pod posadzką jednego z warsztatów w rejonie Domu Kolejowego. Rano spotkałem kolejarza, który powiedział że przybył z Ursusa szukać rodziny. Niemiecka placówka przepuściła go w Alejach Jerozolimskich koło Dworca Zachodniego uprzedzając, aby przed wieczorem wrócił tą samą drogą.
Porozumiałem się z "Krakowiakiem", że nie idziemy do niewoli. Przed wieczorem z nim i jego narzeczona (później żoną) Alejami Jerozolimskimi, obaj w mundurach kolejowych, dostaliśmy się na teren Dworca Zachodniego. Tam przy pomocy dróżnika pojechaliśmy parowozem do Skierniewic, a stamtąd pociągiem dojechaliśmy do Krakowa. Nocą, pieszo, dotarliśmy do pobliskich Księżniczek, gdzie mieszkała rodzina "Krakowiaka".
Byłem tam około tygodnia, po czym udałem się do Częstochowy. W Częstochowie poprzez znajomych załatwiłem na moje fałszywe dokumenty wyjazd do pracy jako robotnik do miejscowości Feldkirchen na granicy austriacko-szwajcarskiej.
Przepustka na roboty do Rzeszy
Ochotnicy do pracy mogli wybierać miejscowość, gdzie chcieliby pracować. W Feldkirchen kilka dni pracowałem u szewca, poczym dowiedziałem się od pracujących tak Polaków, że w fabryce pontonów w pobliskim Getzis potrzebują kierowcy traktora. Zgłosiłem się do Arbeitsamtu jako kierowca i rozpocząłem pracę.
Po kilku dniach jeden z Polaków, który pracował w magistracie jako kierowca traktora powiedział mi, że orze pole magistrackie nad samą granicą (granica w tym miejscu była lądowa bo Ren zmienił koryto). Umówiłem się z nim, że w poniedziałek on "zachoruje". Przedtem pokazał mi jak zakłada się pług do ciągnika i jak orze pole.
W poniedziałek siąpił deszcz. Podjechałem na pole, założyłem pług i włóczyłem go po polu. Pole przylegało do wału, na którym co 200-300 m były budki strażnicze. Strażnicy po pewnym czasie przyzwyczaili się do mojej pracy i nie wyglądali z budek (siąpił deszcz). Podjechałem do wału i zostawiłem pracujący ciągnik. Wskoczyłem na wał i rozgarnąłem spiralnie zwinięte druty kolczaste. Wskoczyłem na kozły z drutem kolczastym. W tym momencie zauważył mnie strażnik. Wiedziałem, że może do mnie strzelać tak aby nie postrzelić kogokolwiek. Byłem zdeterminowany, ruszyłem biegiem przed siebie. Po kilkunastu minutach granica była sforsowana. Byłem wolny.
Ze Szwajcarii próbowałem przedostać się do Francji. Udało mi się to za trzecim razem. Po sześciu tygodniach pobytu we Francji uzyskałem skierowanie do II Korpusu we Włoszech. Było to dokładnie 17 stycznia 1945 r.
Jerzy Nachtman
Grupa młodych żołnierzy II Korpusu we Włoszech
Żołnierski "Nieśmiertelnik" Jerzego Nachtmana z II Korpusu
Legitymacja potwierdzająca przynalezność do Zgrupowania "Chrobry I"
Krzyż Walecznych
Krzyż Narodowego Czynu Zbrojnego NSZ
Jerzy Nachtman,
ps. "Kazimierz Olecki"
plut. podch.,
komp. "Warszawianka"
Zgrupowanie AK "Chrobry II".
Copyright © 2005 Maciej Janaszek-Seydlitz. Wszelkie prawa zastrzeżone.