Powstańcze relacje świadków

Powstańcze wspomnienia Janusza Gundermana

Niewola





Janusz Gunderman,
ur. 24.11.1926 w Poznaniu
kapral NOW i Armii Krajowej
ps. "2671", "Janusz"
batalion "Gustaw-Harnaś"
kompania "Aniela"
nr jen. 140334





         NOTATKI Z KALENDARZYKA

         CZĘŚĆ 2- NIEWOLA.

         1. Wypis z kalendarzyka bez korekty
         2. ..................... tekst nieczytelny
         3. [Uzupełnienia i objaśnienia do tekstu dodane w czasie opracowania]
         4. ---------------- brak zapisu.

         06.10.- piątek.
         Wstałem o 3.00. Zimno okropnie. Dostaliśmy chleb z margaryną. Na obiad zupa z jarzynami. Nasi poprzednicy wyjeżdżają. Trochę miejsca.
         Spotkałem Wojtka .................. .Potem spać.

         07.10. - sobota.
         Odjeżdża nasz ............... pułk. Na obiad świetna zupa, 3 porcje zjadłem.
         Wyjeżdżamy popołudniu o 6.00. Do jednego wagonu 52 [osoby].
         Nie ma się gdzie wyciągnąć ani załatwić. [Jedyna możliwość przez wywierconą dziurę w podłodze, w której tkwi odłamana szyjka od butelki zamiast lejka. Reszta na przypadkowych postojach].



         08.10. - 11.10. - niedziela do środy.
         -------------- [Jedziemy nie wiadomo dokąd. Mijamy Poznań, Berlin, Hannover, po drodze czekamy na bocznicach, czasem widać i słychać bombardowania. Nareszcie dojeżdżamy do obozu Stalag XI B Fallingbostel.]

         12.10. - czwartek.
         Idziemy do łaźni. Rzeczy do odwszalni, a my pod ciepły natrysk i spowrotem. Dostaliśmy 1 bochenek chleba 1,40 kg. Na 6-ciu, margarynę, dziś ryby i zupa.
         Powoli się ustala wszystko. Dostaliśmy nr., ja 140334. Fotografia i podanie zawodu.



         13.10. - piątek.
         W nocy są alarmy i przeloty [samolotów alianckich]. Nasi grają w piłkę nożną. Do chleba zawsze są dodatki - ser, ryba. Byłem u fryzjera za wypranie 2 szt. bielizny.
         Niedługo na roboty. Zdaliśmy pieniądze.

         14.10. - sobota.
         W poniedziałek mamy dostać kartki do pisania.



         15.10. - 23.10. - niedziela do następnego poniedziałku.
         --------------------

         24.10. - wtorek.
         Do łaźni idziemy, tylko 123 wyczytali na wyjazd. Spakować się ................. chleba i obiad, spakować się i o 13.oo rewizja.



         25.10. - środa.
         O 5.45 wyjazd, na drogę 1 puszka konserw na 8-miu i 2 chleby obliczone na podróż na jutro popołudnie. Podróż trwa długo ................... Nie ma co jeść i zimno. Kupiłem 1 chleba za 50 marek. Eskorta też zła ..................... mocno ................... .

         26.10. - czwartek.
         -----------------------------

         27.10. - piątek.
         Jesteśmy w ................. [Harlingerode koło Oker w górach Harzu]. Jutro prawdopodobnie do pracy. [w hucie miedzi]. Są zawiedzeni [Niemcy] bo potrzebują fachowców ............ zawodów. ............................ może odeślą gdzie indziej.
         Stacja na której staliśmy 20 godz. i odjechaliśmy o 7.00, została o 12.00 zbombardowana.

         28.10. - sobota.
         Porządkujemy podwórze od 7.00 do 13.00. Deszcz pada i wszystko przemokło. Robota nie ciężka ale brudna. Mówią, że po niedzieli mamy iść do sauny.
         Starzy wachmani [strażnicy] odjechali, przyjechali nowi. Są porządni. ................... Zachowują się też porządnie ........................ .
         Chciałbym dostać list i napisać do domu.



         29.10. - niedziela.
         Mszy nie ma. Do pracy idziemy o 8.00. .......................... jest pogoda [Piękne widoki gór w jesiennych barwach]. Praca była przyjemna.
         Na obiad mięso, kapusta i kartofle, ale dla mnie mało. [Kartofle jemy z łupinami]. Na kolację kasza krupnik na słodko.

         30.10. - poniedziałek.
         O 8.00 do pracy. Część nie poszła, miałem pecha, znów deszcz pada.
         Zmokłem okropnie. Zdaje się, że w jakimś ................... lepiej. Tak niszczą się okropnie buty.

         31.10. - wtorek.
         Jesteśmy w Harlingerode .......................... deszcze. Przeładunek skrzyń ze .................. . Najgorsze, że ciągle pada.
         Majster dobry. Pracujemy od 7.00 do13.30 i od 14.00 do 16.00.



         01.11. - środa.
         O tyle lepiej, że nabraliśmy wprawy. Ale deszcz pada ciągle.

         02.11. - czwartek.
         Dziś lepiej. Deszcz nie pada. Alarm, przelot olbrzymiej ilości samolotów bombowców i myśliwców. [Całe niebo zajęte eskadrami, a ziemia aż drży. Pracujemy cały czas na dworze, teraz przy rozbijaniu, ciężkimi młotami, odlewów surówki do dalszego przetopu].

         03.11. - piątek.
         ------------------------

         04.11. - sobota.
         Dziś od 6.00 do 12.00. Znów ...................... lipa. 3 uciekło z [huty]. Wachman uderzył jednego, ale trzech ostro zareagowało.



         05.11. - niedziela.
         ..................... nie pada. Dużo lepiej się pracuje, tylko jestem osłabiony i ciągle głodny. Nie mam papierosów, ..................... jednak się trochę przyzwyczaiłem.

         06.11. - 07.11. - poniedziałek - wtorek.
         --------------------



         08.11. - środa.
         ............................. Co dzień naloty. Podobno ................. bombardowali.

         09.11. - czwartek.
         Praca nie najgorsza, bo dobry majster, ale żarcie marne. Chodzę ciągle głodny.

         10.11. - piątek.
         -------------------------

         11.11. - sobota.
         4 nawiało znów, ale z baraku. Powinni z fabryki a nie z obozu.
         [Tak nam zapowiedział komendant obozu, bo wtedy on za to nie odpowiada!]



         12.11. - niedziela.
         Dziś mamy wolne, ale cały tydzień od 6.00, bo ma być 60 godz. Na tydzień. Mało obiadu jak zwykle.

         13.11. - poniedziałek.
         Przesypujemy rudę, marna robota. Zupa taka żeśmy w ogóle nie jedli.
         Jedynie majster porządny, ......................... , że coraz gorsze.
         Żyję nadzieją, że to się skończy, bo mówią o pertraktacjach.

         14.11. - 19.11. - wtorek do niedzieli.
         -------------------------



         20.11. - poniedziałek.
         Od dziś pracuję przy ,,lorkach''.[wąskotorowe wywrotki, którymi wywozimy odpady siarkowe]. Praca lepsza niż się wydaje [ale też ciężka, bo jazda po starych torach, zwrotnicach obrotowych itp. Wymagała niezłej szarpaniny]. Pracuję od 6.00 do 15.30. Zupę z suszonej marchwi mam 3 razy!
         Oczekuję odpowiedzi z Poznania. Chciałbym tam pojechać. Ciągle mi to w głowie [ew. ucieczka]. Trochę to daleko.
         Nie podobają mi się tutaj Polacy, którzy na wszystko ................. .

         21.11. - 24.11. - wtorek do piątku.
         -----------------------



         25.11. - sobota.
         Dostałem przekaz na 20 marek z Poznania od cioci Toli. Bardzo się ucieszyłem.



         26.11. - 27.11. - sobota - niedziela.
         --------------------

         27.11. - poniedziałek.
         Duży przelot samolotów. Strącili kilka niemieckich. Widziałem.




         Na tym kończą się moje notatki w kalendarzyku. Ponieważ jednak później było jeszcze kilka wydarzeń wartych odnotowania, postanowiłem odtworzyć je krótko z pamięci.

    


         Każdy jeniec ma prawo uciekać, ryzykując złapanie i odbycie kary, a następnie skierowanie do Stalagu, nie koniecznie tego samego z którego się uciekło. Ponieważ było nam bardzo ciężko, postanowiliśmy, tzn. ja i mój przyjaciel Czarek Kiliman uciekać, praktycznie nie bardzo wierząc, że dotrzemy do Polski, ale licząc m.in. na poprawienie swojej sytuacji.
         Po kilkakrotnym odkładaniu terminu, zrealizowaliśmy to ok. 10 grudnia, wychodząc z terenu huty na dworzec, gdzie po prostu kupiliśmy bilety i dojechaliśmy do Magdeburga. Tam niestety nasza eskapada się zakończyła. Kiedy wychodzimy z tunelu zostajemy zatrzymani przez młodego cywila, który żąda okazania dokumentów. Pokazujemy nasze numerki jenieckie i odpowiadamy, że jesteśmy kombatantami, powstańcami z Warszawy, na co on oświadcza, że akurat dobrze zna Warszawę, bo pracował tam w al. Szucha (mieściła się tam siedziba Gestapo!). Nogi nam się ugięły, bo gorzej nie mogło się zdarzyć. Grozi nam obóz koncentracyjny.
         Tymczasem, prowadzi nas na posterunek Wehrmachtu, gdzie sprzeciwiając się oddaniu nas w ręce Gestapo, żąda zawiadomienia Komendantury Wojskowej i oddania nas tam, jako kombatantów. Wszystkiego mogliśmy się spodziewać, ale nie tak pomyślnego zakończenia. Był to jeszcze jeden przypadek uniknięcia może nawet śmierci!
         W rezultacie zostajemy przewiezieni do Stalagu XI A Altengrabow na południe od Berlina i tam po krótkim pobycie w przejściowym baraku, gdzie o mało nie zjadły nas wszy,zostajemy skierowani do tzw. ,,karnej kompanii'', skąd trafiamy na 3 tygodnie do aresztu.

    


         ,,Karna kompania'' polegała m.in. na tym, że przebywali tam w oczekiwaniu na areszt, uciekinierzy [niektórzy nawet 9-ciokrotni] z najróżniejszych krajów, najwięksi cwaniacy i stąd atmosfera była tam wyjątkowa. Natomiast areszt był przykry, bo przypadł w czasie mroźnej zimy, w okresie Świąt Bożego Narodzenia, tj. od 18.12.44 r. do 09.01.45 r. a poza tym mieścił się w nieopalanej stajni, gdzie były tylko drewniane prycze, 1 cienki kocyk do przykrycia i marne jedzenie.
         Całe 3 tygodnie spędziliśmy leżąc blisko siebie, grzejąc się nawzajem lub spacerując po celi i gadając o dobrym jedzeniu. Dalszy pobyt w obozie był już lepszy niż poprzednio, czyli udało się nam osiągnąć m.in. to co zamierzaliśmy. Praca lżejsza, pod dachem, paczki żywnościowe (mało) Czerwonego Krzyża i UNNRA.

    


         Tu muszę wspomnieć, że suchy prowiant dostawaliśmy rano 1 raz na 2 dni (tak jak w poprzednim obozie). Starsi wiekiem i bardziej doświadczeni potrafili go odpowiednio podzielić, natomiast my młodzi, zjadaliśmy wszystko od razu rano, potem obiad, kolacja-nic, śniadanie -nic, obiad, kolacja-nic i rano znów wszystko od początku. Było to na pewno nierozsądne, ale ciągły głód robił swoje. Podobnie, kiedy przyszły paczki, gdzie były różne bardzo dobre rzeczy, [ale w niezbyt dużych ilościach] jak - puszki z mięsem, serem, ryby, dżemy, czekolada itp. co zjedzone od razu, na pusty żołądek, wywoływało wiadome skutki, uwieńczone niekończącą się kolejką da ,,kibla.'' Niby śmieszne, ale tylko jak się to wspomina.
         Paczki zawierały również dobre papierosy, na które łakomym okiem spoglądali wachmani. Od czasu do czasu dostają jednego, ale muszą powiedzieć ,,Jeszcze Polska nie zginęła''! Tak to upadała III Rzesza.

    


         Pamiętam, że wśród jeńców z 1939 r. przebywał również Konstanty, Ildefons Gałczyński, który kiedyś recytował nam m.in. swój piękny wiersz, napisany w obozie, pt. ,,Biało-Czerwona''.



Janusz Gunderman


       Janusz Gunderman,
ur. 24.11.1926 w Poznaniu
kapral NOW i Armii Krajowej
ps. "2671", "Janusz"
batalion "Gustaw-Harnaś"
kompania "Aniela"
nr jen. 140334





Copyright © 2005 Maciej Janaszek-Seydlitz. Wszelkie prawa zastrzeżone.