Powstańcze relacje świadków

Moja wojna 1939-1945



Janusz Wałkuski
ur. 3.01 1934 w Ciechanowie


Panie oficerze

         Często robiliśmy z dzieciakami głupie rzeczy - tak można powiedzieć teraz, ale wtedy? Byłem częścią dosyć licznej sfory -sześcio, -siedmiolatków z terenu Młynarskiej przy Żytniej. W sforze istnieje naturalna rywalizacja. U nas też tak było, ale nie walczyliśmy o przewodnictwo, chodziło raczej o wyczyn, który wzbudzał uznanie towarzystwa.
         Mieliśmy taką swoja, podwórkową "Księgę Guinnessa". Konkurencje były różne: -siusianie na wysokość, - siusianie na odległość, - to samo w pluciu, - wyścigi po schodach na ostatniaka, - kto dłużej przytrzyma głowę w beczce z wodą (przeciwpożarową), - strzelanie na odległość wnętrznościami włochatych gąsienic, przez uderzenie w nie piętą, - pomysłów było wiele, bardzo wiele...
         Miałem i ja swoje "osiągnięcia" (bolesne!). Wcisnąłem się do wnętrza słupa trakcji tramwajowej o przestrzennej, geodetycznej konstrukcji kratownicy i - niestety - nie mogłem z niego wyjść! Kibiców było wielu, trafił się też pan dzielnicowy (dobrze, że znajomy dziadka), który przejął dowodzenie, bo rozcinanie grubego żelaza trwało jeszcze po godzinie policyjnej.


Wszedłem do środka takiego słupa i trzeba go było rozcinać.
Kilka takich słupów zachowało się na ulicy Obozowej.


         Przez kilka dni Babcia podkładała mi poduszeczkę na krzesełko...

         Czasami postępowaliśmy nawet okrutnie, nie zdając sobie z tego sprawy, że to co robimy może być obrzydliwe! Kiedy Żydzi zostali oznakowani gwiazdą Dawida, biegaliśmy za nimi krzycząc Jude! Jude!
         Do dzisiaj nie wiem skąd to się wzięło, bo przecież niewiele później kładliśmy żywność dla żydowskich dzieci przez dziurę wybitą w cmentarnym murze na końcu ulicy Młynarskiej.

         Nasze dziecięce zabawy stopniowo zatracały charakter wygłupu dla wygłupu, bo w nasze życie wkroczył "zły" i jemu należało dołożyć. A kto to był ZŁY? - wiadomo: DIABEŁ! Diabeł, który pod mundurem niemieckiego żołnierza ukrył swoje rogi, kopyta, ogon i wszystko to, co na świecie jest złe! Czasami, ale były to wyjątki, diabeł nie był tak bardzo diabłowy, a nawet potrafił mówić ludzkim językiem...

         Często bawiliśmy się w wojnę. Ponieważ nikt nie chciał być Niemcem, wyszukiwaliśmy sobie oryginalnych przeciwników. Nie mogliśmy do nich strzelać, ale "raziliśmy" ich słowem. Najczęściej robiliśmy to w okolicy knajpy Weitknechta, gdzie Niemcy wpadali na "sznapsa". Podbiegaliśmy do nich - w celu "zmylenia przeciwnika" podnosiliśmy rękę w hitlerowskim pozdrowieniu, a następnie obrzucaliśmy ich obraźliwym epitetem. Jego treść zależała od indywidualnych zdolności wyrażania swoich nieprzyjaznych uczuć, oraz od chęci zademonstrowania sforze poetyckiego kunsztu w użyciu najbardziej obraźliwych i dosadnych słów.
         Na przykład:
         - "Panie kapitanie, zjedz balasa na śniadanie!"
         - "Panie kamracie, masz zasrane gacie!"
         - "Panie oficer, jesteś hycel!"
         - "Cześć! Dam ci gówno zjeść!"
         Kiedyś podbiegłem do żołnierza, machnąłem łapką i wyrecytowałem z uśmiechem:
         - "Panie oficerze, sypią się panu z dupy pierze!"
         Niemiec niespodziewanie zatrzymał się i ku mojemu zaskoczeniu powiedział:
         - Te, klajniak, pieronie! Jak bedziesz tak godoł, to tobie piórka z dupy polecom! (i tu się nie mylił). Pogroził mi palcem i poszedł dalej.
         Obserwowała to pani gospodyni (właścicielka domu, w którym mieszkaliśmy), wychodząc ze składu aptecznego obok knajpy Weitknechta. Pani gospodyni bardzo na mnie nakrzyczała i jak można się domyśleć, przekazała sprawę Dziadkowi.

         Babcia swoim zwyczajem, przez kilka dni podkładała mi poduszeczkę na krzesełko...


Janusz Wałkuski

      Janusz Wałkuski
współcześnie

opracował: Maciej Janaszek-Seydlitz






Copyright © 2005 SPPW1944. Wszelkie prawa zastrzeżone.