Powstańcze relacje świadków
Moja wojna 1939-1945
Janusz Wałkuski |
Świnie i wszy
Któregoś dnia, przechodziliśmy z Marianem Elektoralną i przy wejściu do kina "Amor" zobaczyliśmy narysowaną świnkę, która zamiast świńskich oczek miała swastyki, a obok niej napis: "Tylko świnie siedzą w kinie!"
Byliśmy tym zachwyceni.
W klasie natychmiast wzrosło zużycie kredy, a na ścianach w pobliżu gubernianych przybytków kultury, rozmnażała się trzoda chlewna w tempie nie spotykanym w naturze! Ja byłem specjalistą od świnek, a Marian kaligrafował napisy.
Na naszym terenie operacyjnym kina wyglądały jak chlewnie. Szło nam tak dobrze, że przestaliśmy zachowywać niezbędną ostrożność. Przechodnie nas ostrzegali, kiedy w pobliżu znajdował się Niemiec, lub policjant.
Tak jednak złożyło się, że kiedy obrabialiśmy kino "Uciecha" na Złotej, padał deszcz i nikt nie zauważył, że w dorożce z postawioną budą siedział niemiecki oficer z wyondulowaną babą. Zaskoczył nas całkowicie! Byliśmy tak zajęci robotą, że zauważyliśmy go dopiero wtedy, kiedy trzymał nas za kołnierze... Szwab darł się przepitym głosem, chcąc nas wciągnąć w otwarte drzwi kasowej sali. Opieraliśmy się z całej siły, szarpiąc się i kręcąc we wszystkie strony! Mimo woli pomagała nam wrzeszcząca baba, usiłując go przywołać.
Ulica Złota. W miejscu budek telefonicznych było kino "Uciecha",
gdzie dałem się złapać Niemcowi.
Ludzie przystawali po drugiej stronie ulicy - zrobiło się niezłe widowisko!
Szwy ubrania trzeszczały, ale nie mogliśmy się oswobodzić! Wyglądało na to, że szkop zaczyna mieć już dosyć przedłużającej się szarpaniny i być może, ze względu na wrzeszczącą frau, wypuściłby nas ze swych łap, kiedy napatoczył się "nasz" policjant i na polecenie Niemca przejął nas w swoje ręce.
Bez oporu z naszej strony, doszliśmy do komisariatu na ulicy Krochmalnej. Tam zajęli się nami dwaj policjanci i mimo, że robili groźne miny, byli wyraźnie ubawieni tym, co od nas usłyszeli. Po kilkunastu minutach jeden z nich wyprowadził nas na ulicę i powiedział grożąc palcem:
- Marsz do domu! Żebym was tu więcej nie spotkał, bo...
Nie musiał kończyć, bo już nas tam nie było!
Zaprzestaliśmy smarowania świń, co wcale nie oznaczało, że przestaliśmy pracować w "branży filmowej".
Przez przypadek wpadliśmy na pomysł nowej zabawy. Jeden z chłopców przyniósł do klasy "anielskie włosy" (wata szklana, popularna przy ubieraniu choinek na Boże Narodzenie) i wrzucał je dziewczynom za kołnierze - powodowało to uczucie kłucia i silnego swędzenia.
W tym przypadku żart nie był najlepszy, ale jego adaptacja do naszych celów dała znakomite rezultaty.
Technika działania była prosta. Zdobycie "anielskich włosów" nie sprawiało szczególnych problemów. Watę cięło się nożyczkami, tłukło się w moździerzu i nabijało tym papierowe rurki, zatykając je z obu stron kawałkami waty. Kilkanaście tak przygotowanych "papierosów" zabierało się do kina. Zajmowaliśmy miejsca w pierwszym rzędzie na balkonie i w trakcie seansu wydmuchiwaliśmy "wszy" na widownię.
Nie trzeba było długo czekać na skutek działania "anielskich włosów". Niektórym tak to dokuczało, że opuszczali swoje miejsca z przekonaniem, że podgryzają ich kinowe weszki!
Zawszyliśmy również kino "tylko dla Niemców". Żeby tam wejść, przypięliśmy sobie znaczki ze swastyką, kupione w sklepie w Alejach Ujazdowskich, tuż za Placem Trzech Krzyży - cel uświęca środki!
Działalność ta kosztowała nas trochę pieniędzy i wyrzeczeń, bo bilety do kina nie były dla nas tanie - odkładaliśmy każdy grosz: nie jedliśmy ciastek, nie piliśmy lemoniady, tramwajami jeździliśmy "na gapę", a domowe zakupy bywały trochę droższe...
Żyliśmy skromnie, ale wesoło!
Czasami podobne igraszki kończyły się bardzo źle. Tadek, mój kolega z klasy przypinał Niemcom wycinane z papieru kościotrupki z podobizną Hitlera - złapał go polski szpicel, mieszkający w tym samym domu, co on. Chłopaka skatowali i wypuścili, a ojciec trafił do obozu, skąd już nie powrócił...
Janusz Wałkuski
Janusz Wałkuski współcześnie |
opracował: Maciej Janaszek-Seydlitz
Copyright © 2010 SPPW1944. Wszelkie prawa zastrzeżone.