Powstańcze relacje świadków
Moja wojna 1939-1945
Janusz Wałkuski |
Pod gruzami na Ciepłej
Po zdobyciu "Nordwachy" można było wyjść na ulicę. Poszliśmy z Mamą na Ciepłą.
Za remizę strażacką. Odwiedzić Mamy przyjaciółkę.
Postanowiły przygotować obiad. Obie gadu - gadu, a ja wyszedłem na ulicę, zwabiony warkotem latających samolotów - samoloty bardzo mnie interesowały.
Latały Heinkle 111* i rzucały ulotki. Obserwowałem je kilkanaście minut: zataczały kręgi, zbliżały się i oddalały. Wydawało mi się, że odlatują (?)
Pojawił się nowy dźwięk: narastający, chropawy gwizd, wpleciony w warkot silnika...
Ludzie stojący na ulicy zaczęli uciekać do bramy.
- To myśliwiec! Nie będzie bomb rzucał! - krzyknąłem.
Myślałem, że nadlatuje Messerchmitt - dźwięk podobny.
Niestety, błąd "eksperta"! To leciały bomby! Jak się okazało - wprost na mnie!
Kiedy później dotarliśmy do swojego domu, sąsiedzi, którzy obserwowali ten niespodziewany atak bombowy mówili, że bomby były powiązane jak ogniwa łańcucha (prawdopodobnie cztery). Stąd wziął się nowy termin -"bomby łańcuchowe", a ja jako jeden z pierwszych odczułem skutki tego niemieckiego "wynalazku".
W końcu i ja wbiegłem do bramy, ale za późno! Bomby uderzyły w oficynę na wprost wejścia! Zakotłowało się! Podmuch mnie przewrócił i obrzucił tłukącymi się butelkami z benzyną, przygotowanymi w bramie do podpalania czołgów! Ktoś wciągnął mnie w jakąś wnękę. Był taki gęsty kurz, że nic nie widziałem. Wyrwałem się i wbiegłem na podwórko, kiedy jeszcze spadały cegły. Wpadłem na schody. Mieszkanie, w którym była Mama - otwarte! Mamy nie było. Z góry zbiegali ludzie, złapali mnie i wciągnęli do piwnicy. Na szczęście była Mama, koleżanka mamy też była - obie zdenerwowane, bo nie wiedziały gdzie ja poszedłem. Ściągnęły ze mnie nasączone benzyną ubranie. - Mogłem spłonąć! Wystarczyła by iskierka! Oczy były całe. Byłem trochę pokaleczony, kilka szkieł tkwiło w nogach i na brzuchu. Położono mnie na drzwiach i zaczęło się wyciąganie. Rany polewano wódką, darłem się strasznie - ktoś zatkał mi buzię jabłkiem...Po tych męczarniach posadzono mnie na stołku i okryto jakąś szmatą.
Bomby rozwaliły połowę oficyny. Trafiły w klatkę schodową i pewnie dlatego nikt nie zginął. Opowiadano tylko o sąsiedzie, który zjechał wraz z łóżkiem z czwartego piętra na dół i dodawano żartem, że dopiero wtedy się obudził!
Słychać było silne detonacje i co jakiś czas gwałtowną strzelaninę. Mama zdecydowała, że z powrotem do domu zaczekamy. Do wieczora - może się trochę uspokoi.
Po kilku godzinach założyłem śmierdzące jeszcze ubranie i zaczęliśmy szykować się do wyjścia. Mama spojrzała na zegarek - dochodziła ósma. Usłyszeliśmy nisko lecący samolot.
Nagle zrobiło się piekło! Seria bomb ponownie uderzyła w budynek! Zawaliło wszystkie wyjścia z naszej piwnicy. Mężczyźni natychmiast zaczęli odwalać zasypane schody, ale osunęło się więcej gruzu, niż go odwalili. Z sąsiedniej piwnicy zasypani ludzie stukali w ścianę, ale nie można było im pomóc. Nie rezygnowano z oczyszczenia schodów, blokowano osuwające się gruzy czym się dało. Odsłonił się jeden stopień, drugi, jeszcze jeden... Mieliśmy nadzieję, ale wszystko runęło!
Strzałka wskazuje miejsce domu na Ciepłej, w którym zostaliśmy zbombardowani.
Z zewnątrz słychać było walenie, stukanie, szuranie - po jakimś czasie zaczęliśmy odróżniać głosy. Odkopują nas! Stukaliśmy w ścianę, dając znak, że żyjemy i czekamy na pomoc! Pojawiło się światło! Mały promień światła! Ukazał się otwór w zasypanym oknie piwnicznym. Po kilku minutach świeciło całe okno! Wywalono je łomem. Zaczęto nas wyciągać!
Prawie cały dom przestał istnieć. Oficynę zbombardowaną w południe zawaliło do piwnic. Zasypało ludzi. Próbowano ich ratować...
Później dowiedzieliśmy się, że zginęło ponad trzydzieści osób...
*Samolotami interesowałem się od zawsze. Podczas okupacji miałem dwie niemieckie książeczki (było ich więcej) zawierające plany, zdjęcia i opisy samolotów niemieckich i alianckich. Znałem je na pamięć.
Janusz Wałkuski
Janusz Wałkuski współcześnie |
opracował: Maciej Janaszek-Seydlitz
Copyright © 2010 SPPW1944. Wszelkie prawa zastrzeżone.