Powstańcze relacje świadków
Moja wojna 1939-1945
Janusz Wałkuski |
Strzał w gówno
Każda broń dla chłopaków to wielka atrakcja! Często strzelaliśmy z wiatrówek na weneckiej strzelnicy ("Wenecja" - centrum "ludowej" rozrywki na Woli). Wiatrówki były tak rozrajbowane, że trudno było trafić w lizaka z odległości czterech metrów. Nawet Andrzej W., który był najlepszym strzelcem w pułku, nie zawsze trafiał w cel, nawet wtedy, kiedy był trzeźwy...
A broń powstańcza, to było coś szczególnego, to była świętość! Mimo, że ciągle kręciłem się przy powstańcach, to bardzo rzadko udawało mi się potrzymać Stena, Błyskawicę, czy Szmajsera. Wiele umizgów wymagało z mojej strony, aby "Topór" (żołnierz AL, nosił przy sobie strażacki toporek ostry jak brzytwa) dał mi potrzymać prawdziwego, bębenkowego Colta, o którym tyle czytałem w książkach o "Dzikim Zachodzie".
Po jakimś czasie dostąpiłem zaszczytu czyszczenia go specjalnym (śmierdzącym!) płynem - widocznie Topór nie chciał brudzić sobie rąk przed jedzeniem. Jednak do spełnienia moich marzeń - strzału ze Szmajsera, droga była daleka.
Przeczuwałem, że tylko z Toporem mogę to załatwić. Uczepiłem się tej myśli i cała moja dyplomacja zmierzała w tym kierunku. Nie była to dyplomacja wyszukana i Topór domyślił się szybko, o co mi chodzi. Pewnie i on miał kiedyś takie marzenia, ale w istniejących warunkach było to trudne do zrealizowania.
Kiedy dyplomacja nie przybliżała mnie do mojego celu, ku własnemu zaskoczeniu zapytałem go wprost:
- Dasz mi strzelić?
- Z czego? - zaśmiał się, udając zdziwienie - Przecież Colta ledwo trzymasz w ręku!
- Ja chcę ze Szmajsera! - powiedziałem zdecydowanie.
- Ze Szmajsera... - powtórzył, patrząc na mnie z uwagą.
W ciszy, jaka zaległą, dostrzegłem swoją szansę.
- Tak bardzo tego chcesz? Taak... - odpowiedział sam sobie i po chwili dodał: - Wiedz jednak, że wtedy będzie o jednego Niemca więcej i być może on zastrzeli któregoś z nas...
Milczeliśmy obaj. Zrozumiałem, że każdy nabój jest dla niego cenny i nie może go zmarnować na moje zachcianki. Zrobiło mi się głupio...
- No dobra... - powiedziałem, co oznaczało moją rezygnację.
Było to 12 sierpnia (dzień przed wybuchem czołgu). Stałem z Antkiem na podwórku, korzystając z przerwy obiadowej Niemców.
Topór rozmawiał z kolegami (z AK). Żegnali się. Podszedł do nas.
- Antek, postój przed dziuplą (wąska, długa przestrzeń pomiędzy ścianą naszego domu, a ścianą kościoła Paulinów, gdzie chodzili wszyscy robić kupkę), niech nikt nie wchodzi, my z Januszem pójdziemy się wysiusiać. Chodź! - powiedział. - Mam mało czasu.
Stanęliśmy na cegłach, pomiędzy kupkami.
- Masz Szmajsera. Jest jeden pocisk. Strzelaj!
Czułem się jak sparaliżowany. Topór pomógł mi się ustawić.
- Gdzie strzelać? - zapytałem.
- W gówno! - odpowiedział.
Przymierzyłem. Ledwo dotknąłem spustu, Szmajser wystrzelił! W kupkę nie trafiłem...
Obecnie, na powiększonym podwórku domu Podwale 29 jest kawiarniany ogródek.
Z tyłu widać ścianę kościoła. Pomiędzy ta ścianą,
a ścianą nie odbudowanej oficyny był wąski placyk, gdzie strzelałem w gówno.
- Dobrze, że spudłowałeś, bo mogło nas opryskać! - zaśmiał się Topór.
Antek słysząc strzał wszedł do nas i proszącym wzrokiem spojrzał na Topora.
- Nic z tego, Antek, miałem tylko jeden nabój - powiedział - ale masz moją obiecankę. Lecę chłopaki, przenoszę się na Rybaki. Będę mógł, to wpadnę. Czołem!
Antek zginął następnego dnia, a Topora też więcej nie zobaczyłem.
Janusz Wałkuski
Janusz Wałkuski współcześnie |
opracował: Maciej Janaszek-Seydlitz
Copyright © 2010 SPPW1944. Wszelkie prawa zastrzeżone.