Powstańcze relacje świadków

Moja wojna 1939-1945



Janusz Wałkuski
ur. 3.01 1934 w Ciechanowie


Czerwone gwiazdy nad Krakowem

         Pogodny dzień. Słoneczny. Lekki wiatr rozpraszał białe, strzępiaste chmurki. Wydaje mi się, że był to koniec października - tak sądzę, bo mój czas nie podlegał wtedy regułom zdzieranych kartek z kalendarza.
         Szedłem wzdłuż Sukiennic, mając w tornistrze pięć litrów bimbru. Kraków, taki jak co dzień. Trochę ospały. Nikt się nie spieszy. (W Krakowie w ogóle nikt się nie spieszy.)
         Na Rynku Niemcy ustawili czterolufowe działko na gąsienicowej lawecie. Stali obok. Nie zaczepiali ludzi, ale im się przyglądali. Nie przyszło mi do głowy żeby zmienić swoją trasę. Tu było inaczej niż w Warszawie. To była inna wojna - ale włażenie na Szwabów było głupotą.
         Będąc w połowie Sukiennic usłyszałem lecące samoloty. Nikt na to nie zwracał uwagi (Niemcy też) - w pobliżu było lotnisko i latające samoloty nie były czymś niezwykłym.
         Przeleciały dwa myśliwce, ale z czerwonymi gwiazdami! Wkrótce niebo zaroiło się od samolotów. Teraz wszyscy zadzierali głowy!
         Nie było alarmu - nie wyły syreny. Ludzie przystawali i patrzyli - potem szli dalej, jakby to ich nie dotyczyło.
         Nauczony nieufności do samolotów rozglądałem się za miejscem, gdzie by można było wskoczyć, gdyby zachciało im się rzucać bomby. Mieszkańcy Krakowa nie mieli (na szczęście) takich doświadczeń i nie mieli obaw, że wybuchy bomb mogą im zrzucić kapelusze z głów.
         Samoloty (dwusilnikowe) przeleciały się nad miastem kilka minut i odleciały... Kapelusze pozostały na głowach.
         Dopiero wtedy zawyły syreny i pojawiły się nisko latające samoloty niemieckie. Było to dla mnie tak zaskakujące i niepojęte, że nie byłem pewny, czy widziałem to, co widziałem...

         Po wielu latach znalazłem wiarygodne potwierdzenie tego faktu.
         Może jest to mało istotne, bo przecież nic się nie stało, ale ja nie zapomniałem śmiercionośnych sztukasów, które przez miesiąc wisiały mi nad głową, rozrywając bombami domy Starego Miasta!
         Na Święto Zmarłych, też nad Krakowem, pojawiły się samoloty. Obserwowałem je z Rakowickiego Cmentarza, gdzie roznosiłem na groby zakupione kwiaty. Niewiele na tym zarobiłem (nie od każdego brałem pieniądze), ale każdy grosz był dla mnie bardzo ważny. Kiedy wieczorem przyszedłem do domu (Św. Marka 8), dowiedziałem się, że blisko stacji spadła bomba i zapalił się dom.


Dom przy ulicy Świętego Marka w Krakowie, gdzie mieszkałem


         Było to dla mnie niezwykle przykre, bo pokochałem Kraków.


Janusz Wałkuski

      Janusz Wałkuski
współcześnie

opracował: Maciej Janaszek-Seydlitz






Copyright © 2010 SPPW1944. Wszelkie prawa zastrzeżone.