Powstańcze relacje świadków
Wspomnienia Janusza Hamerlińskiego - żołnierza batalionu AK "Kiliński"
Nasza droga do batalionu "Kiliński"
|
Było nas czterech przyjaciół:
Janusz Komorowski ps. "Wir" - syn tajnego ministra komunikacji na Kraj,
Romuald Dobracki ps. "Szczerba" - syn znanego charakteryzatora filmowego,
Olgierd Michałowski ps. "Smuga" - syn oficera II-go Oddziału - podczas wojny w Wojsku Polskim w Anglii,
Janusz Hamerliński ps. "Morski" - syn współwłaściciela firmy "Hamerliński i Fulde" al. Jerozolimskie 11.
Obaj Janusze i Rom - uczęszczaliśmy wspólnie od pierwszej klasy gimnazjum im. Ludwika Lorentza (Bracka 18) - podczas okupacji "Wir" wprowadził do nas Olka. Właściwie była nas ścisła trójka - "Wir", "Morski" i "Smuga". Romka z początku trzymaliśmy z dala, jedynie Komorowski przyjaźnił się z nim bliżej (z uwagi na zainteresowania filmowe). Raz nawet wszyscy statystowaliśmy do filmu reklamowego na temat kawy dr. Kneippa w atelier filmowym przy ul: Pięknej. Graliśmy rolę uczniów w klasie, a nauczycielem był Józef Węgrzyn. Film spalił się nie wchodząc na ekrany reklamowe!
Podczas okupacji w roku szkolnym 1939/40 przerabialiśmy II-ą klasę gimnazjum, następnie w latach 41/42 i 42/43 Gimnazjum zostało przekształcone na coś podobnego jak "kursy przygotowawcze do szkół zawodowych". Pod tym płaszczykiem normalnie uczyliśmy się w III-ej i IV-ej klasie gimnazjum, nawet z historią, ale bez łaciny (patrz wspomnienia dr. Holsztyńskiej - dyrektora gimnazjum).
Potem drogi nasze się rozeszły w tym sensie, że gdy zabrano lokal szkolny przy ul :Brackiej i zaczęliśmy się uczyć w lokalu szkoły żeńskiej na Marszałkowskiej, tuż przy kościele Zbawiciela. Wtedy odpadł od nas Dobracki. My z Komorowskim wytrwaliśmy dłużej - wspólnie wstąpiliśmy do tajnego liceum matematyczno-fizycznego im. Tadeusza Reytana, z tym jednak, że ja zrobiłem tam maturę w czerwcu 1944 r. Po naszym aresztowaniu w styczniu 44, matka Komorowskiego zabroniła mu uczęszczać na tajne komplety.
Mój przydział do konspiracji datuje się od 18 stycznia 1942 r., gdy wspólnie z Komorowskim i Michałowskim udaliśmy się na pierwszą zbiórkę. Obecny na niej instruktor przez dwie godziny opowiadał nam o sposobie badań w Gestapo i radził nam, abyśmy się dobrze zastanowili przed złożeniem przysięgi. Nic to. W tajemnicy przed rodzicami niespełna szesnastoletni chłopcy stali się "żołnierzami".
Pierwszy nasz dowódca kompanii (ale jeszcze nie AK) ppor. "Orłowicz" był niskim, krępym i nieco otyłym mężczyzną o szerokim apoplektycznym karku. Gdy kiedyś z mojego powodu w szeregu wybuchnął śmiech, a na rozkaz "milczeć"!, jeszcze kilku chichotało, zmienił się momentalnie. Poczerwieniał, żyły wystąpiły mu na czoło i ryknął (dosłownie ryknął):
- "Trzej na lewym skrzydle ... padnij !!"
Chłopcy zwalili się w ułamku sekundy na podłogę. Stali w pasie nieco szerszym niż jeden metr pomiędzy szafą a tapczanem,- można sobie wyobrazić, jaki powstał malowniczy przekładaniec ciał... Ppor. "Orłowicz" uspokoił się zresztą momentalnie i prowadził wykład dalej.
W konspiracji z oczywistych względów każdy występował pod pseudonimem. Ponieważ byłem nieco filozoficznie nastrojony, wybrałem sobie pseudo: "Mementomorski" od znanego łacińskiego zwrotu. Był on jednak za długi, więc po skróceniu pozostał pseudonim "Morski".
Tworzyliśmy zrazu sekcję piechoty w składzie 1 + 5. Obsadę imienną stanowili: d-ca sekcji "Gryf", "Wir", "Smuga", "Morski", "Mariusz" i "Janek".
W owej jednostce byliśmy około 6-u miesięcy. Potem zaczęło nam się coś nie podobać. D-ca naszej drużyny plutonowy "B..." oznajmił nam, że z chwilą wybuchu powstania w Warszawie mamy siedzieć "na dupie" i nie wolno nam będzie dawać wsparcia walczącym oddziałom, ponieważ jesteśmy przeznaczeni prawdopodobnie do natarcia na ... Prusy Wschodnie (sic!).
Coś w tym jest... Pożegnaliśmy się więc grzecznie (byliśmy jeszcze przed przysięgą) i zaczęliśmy oglądać się za czymś innym.
Potem - po wojnie ktoś mi mówił, że taki program miała Organizacja pod nazwą "Konfederacja Narodu".
Z kolei nawiązaliśmy kontakt z harcerstwem. Byliśmy nawet na ćwiczeniach w lasku pod Radością. Uważaliśmy jednak, że za dużo jest tam dziecinady (dla nas - starych wiarusów) i że musztra z kijkami w dłoniach to nie dla nas. Jednak, co wojsko - to wojsko.
Dopiero pod koniec 1942 r. - "Wir" złapał kontakt z Armią Krajową. Dostaliśmy przydział do grupy "Wola". Już bodaj po miesiącu, wskutek jakiejś wpadki straciliśmy połączenie i znów zostaliśmy na lodzie.
Nie mieliśmy i tu szczęścia do przełożonych. Pdchr. "Janiszewski", nasz pierwszy d-ca drużyny w AK, był kanciarzem i pijakiem. Dobrze więc, że straciliśmy go z oczu. Potem któryś z nas widział go podczas Powstania, ale chyba w cywilu.
Grupka nasza zeszczuplała: "Janek" odpadł, "Gryf" został w harcerstwie. Do pozostałej czwórki "Wir" zarekomendował wreszcie Dobrackiego "Szczerbę". Dzięki prawdopodobnie ojcu "Wira" nawiązaliśmy szybko kontakt z grupą Armii Krajowej "Śródmieście".
W tym momencie odezwali się nasi poprzedni przełożeni z grupy "Wola", grożąc sądem polowym za "dezercję". Pełni strachu przed żandarmerią kilka razy nocowaliśmy wspólnie z "Wirem" i "Smugą" (w kupie raźniej). Góra jednak problem załatwiła i oto dostaliśmy przydział do:
II-ej sekcji,
III-ej drużyny,
I-go plutonu,
II-ej kompanii "Szare Szeregi"' batalionu im. Kilińskiego.
Janusz Hamerliński
redakcja: Maciej Janaszek-Seydlitz
Janusz Hamerliński, ur 02.07.1926 w Warszawie szeregowiec Armii Krajowej ps. "Morski" III drużyna, 165 pluton kompania "Szare Szeregi" batalion "Kiliński" |
Copyright © 2010 Maciej Janaszek-Seydlitz. Wszelkie prawa zastrzeżone.