Powstańcze relacje świadków
Wspomnienia sanitariuszki harcerskiego batalionu AK "Wigry" Janiny Gruszczyńskiej-Jasiak ps. "Janka"
|
13 sierpnia - "Czarna niedziela"
Dzień 13-go sierpnia - niedziela - był piękny, upalny. Po południu, około godziny 17-18-ej, na skrzyżowanie ulic Podwala i Kilińskiego wjechał mały czołg, który okazał się transporterem do wysadzania barykad i murów. Zawierał ogromny ładunek wybuchowy. Ten typ pojazdu nie był znany naszym żołnierzom. Wróciłam właśnie na kwaterę na Kilińskiego 1 bardzo zmęczona. Położyłam się na podłodze frontowego pokoju aby odpocząć. Nie reagowałam początkowo na odgłosy entuzjazmu, jakie dochodziły przez otwarte drzwi, ale kiedy usłyszałam:
- "Zdobyto czołg!"
zerwałam się i wybiegłam na balkon.
Zewsząd biegli ludzie, w oknach rozradowane twarze, na czołgu chłopcy - harcerze z polską flagą. Szybko rozebrano barykadą, która tarasowała przejazd. Czołg wspiął się, przejechał parą metrów i znieruchomiał. Z przodu wysunęło się coś jakby szuflada. Z czołgu wyskoczył kierowca i wraz z kilkoma młodymi ludźmi zaczęli krzątać się wokół. Stałam oparta o parapet murowanej balustrady otaczającej balkon. Obok mnie kilka koleżanek i kolegów. Nagle, ku niebu strzelił słup ognia. Nie usłyszałam huku, nie poczułam uderzenia, straciłam przytomność. Nie wiem jak długo trwało, nim się ocknęłam.
Nic nie widziałam, przygniatał mnie ogromny ciężar. Stwierdziwszy, że mam czucie w nogach i rękach, zaczęłam energicznie uwalniać się. Byłam przekonana, że trafiła w nas "szafa", a więc trzeba uciekać, zanim polecą następne pociski. Wreszcie udało mi się wydostać. To, co mnie przygniatało, to był tors człowieka bez głowy, rąk i nóg, a także kawał gruzu. W powietrzu unosił się szary pył oraz okropny zaduch spalonego mięsa i trotylu. Ten odór czuć było jeszcze wiosną 1945 r.
Zerwałam się, przewróciłam przez wywaloną futryną drzwi, wypadłam na klatkę schodową. Za mną biegł jakiś chłopiec. On także upadł w drzwiach balkonowych, zanim znalazł się na schodach. Widząc jego poszarpane ubranie, spojrzałam po sobie. Z bluzki został tylko kołnierzyk, od paska spódnicy zwisały poszarpane strzępy, włosy sklejone jakąś mazią, jak hełm otaczały mi głową. Najgorzej, że nie widziałam na prawe oka. Górna część twarzy była rozmiażdżona. Zeszliśmy na półpiętro.
- "Co to było? Zobacz, czy mam oko" - pytałam.
Powoli zeszłam do bramy i usiadłam na schodku. Wokół biegli z krzykiem strasznie okaleczeni ludzie. Dopiero teraz doszły do mnie przeraźliwe wycia, nawoływania. Z gmachu Ministerstwa przybiegli koledzy. Przynieśli mi niemiecką koszulę i wielkie spodnie "panterki" (zdobycz ze Stawek), pomogli się ubrać i odprowadzili na punkt opatrunkowy. Zobaczyłam ulicą - zdemolowana kamienica na rogu Podwala, jezdnia zasłana szczątkami ludzkiego mięsa, kości jak wypreparowane w laboratorium, na ścianach przylepione mózgi i szczątki mięsa.
W załomie ul. Kilińskiego, na małym zieleńcu, do wykopanych dołów wrzucano zgarniane łopatami ludzkie szczątki. Na cmentarzyku Kilińskiego 3 (podwórze), także przybyły nowe groby.
Ilu ludzi zginęło? 200 ? 300 - ? Sporządzano listy zabitych, zaginionych, ciężko rannych. Z tych, co ocaleli i ranni leżeli w szpitalach, wielu zastrzelili Niemcy, kiedy 2 września wkroczyli na Stare miasto.
Szczątki rozerwanego Borgwarda (fot. L. Sempoliński)
Janina Gruszczyńska-Jasiak
opracowanie:Maciej Janaszek-Seydlitz
Janina Gruszczyńska-Jasiak, ur. 11.12.1922 w Warszawie sanitariuszka AK ps. "Porzęcka", "Janka" drugi pluton kompanii szturmowej harcerski batalion AK "Wigry" |
Copyright © 2015 Maciej Janaszek-Seydlitz. Wszelkie prawa zastrzeżone.