Wywiady

Tylko jeden TAKI WYWIAD...

z gen. Zbigniewem Ścibor-Rylskim rozmawia Monika Ałasa



         Od 5 lat realizuję swoje dziennikarskie ambicje dzięki współredagowaniu pisma studentów Anglistyki KUL pt. "Cool Times". Przeprowadziłam wiele wywiadów. Każdy z nich był dla mnie wielkim doświadczeniem. Każdy musiał być przygotowywany w inny sposób. Każdy wiele mnie nauczył... Wywiad, który za chwilę Państwo przeczytają, jest wyjątkowy. Sądzę, iż w życiu każdego dziennikarza są ludzie, którzy postrzegani są jako ci, z którymi przeprowadzenie wywiadu byłoby realizacją aspiracji. Zawsze marzyłam o przeprowadzeniu wywiadu z człowiekiem, którego podziwiam. Moimi Bohaterami są ludzie, którzy walczyli podczas II wojny światowej, w szczególności ci biorący udział w Powstaniu Warszawskim. 14 września 2005 roku był dniem, w którym spełniły się moje marzenia. Pojechałam do Warszawy i złożyłam wizytę u Generała Zbigniewa Ścibor - Rylskiego, pseud. "Motyl".



gen. Zbigniew Ścibor-Rylski ps. "Motyl"



                  A.M.: Na początku proszę mi pozwolić złożyć gratulacje z powodu Pańskiego awansu do stopnia Generała.

         Z.Ś-R: Dziękuję.

                  A.M.: Rozpocznę nietypowo... O czasy dzieciństwa, młodości, okupacji, represji... zapytam później. Znajdujemy się w siedzibie Związku Powstańców Warszawskich, którego jest Pan Generał Prezesem. Proszę przybliżyć działalność Związku.

         Z.Ś-R: Związek Powstańców Warszawskich działa przeszło 16 lat. Najważniejszym naszym zadaniem było zarejestrowanie wszystkich Powstańców, niezależnie w jakich formacjach walczyli, łącznie z żołnierzami W.P. 9 Pułku Kościuszkowców, którzy nocą z 15 na 16 września 1944 r. przeprawili się z Saskiej Kępy na nasz brzeg. Następną sprawą było przeprowadzenie badań, w jakich warunkach mieszkają Powstańcy, jaki jest ich stan zdrowia, słowem jakie mają warunki socjalne, czy potrzebują pomocy finansowej itd. Obecnie sprawy socjalne zdominowały wszystkie inne; przeciętna wieku wynosi 78 lat, a wielu jest po 90. roku życia. Bardzo ważną sprawą jest uświadomienie młodemu pokoleniu, dlaczego Powstanie wybuchło, jakie były wtedy uwarunkowania, jakie ideały nam przyświecały, o co walczyliśmy itd. Szereg kolegów bierze udział w prelekcjach w szkołach. Założyliśmy Stowarzyszenie Pamięci Powstania Warszawskiego 1944. Są w nim profesorowie i "młodzi" historycy, dziennikarze; ci, których interesuje sprawa Powstania i chcieliby przekazać następnym pokoleniom etos i ideały naszego pokolenia, kiedy nas nie będzie.

                  A.M.: 31 lipca 2004 r. zostało uroczyście otwarte Muzeum Powstania Warszawskiego. Co czuł w tamtej historycznej chwili żołnierz AK, uczestnik walk powstańczych?

         Z.Ś-R: Na Muzeum Powstania Warszawskiego czekaliśmy dwadzieścia kilka lat, od pierwszej decyzji, że muzeum będzie przy ulicy Bielańskiej, był wmurowany kamień węgielny i akt erekcyjny, ale losy niespodziewanie potoczyły się inaczej. Właściciel tego obiektu nie zgodził się sprzedać miastu, kiedy był prezydentem Pan Kozak, który chciał zapłacić ogromną sumę. Dziś musimy powiedzieć, ze całe szczęście, że nie doszło do tej transakcji. Muzeum przy ul. Bielańskiej byłoby namiastką, obecna lokalizacja jest wspaniała, mamy ogromny obiekt, Park Wolności, mur pamięci, na którym są wyryte nazwiska poległych uczestników Powstania. Chyba wszyscy Powstańcy przezywali ogromne wzruszenie kiedy nareszcie po 60 latach nastąpiło otwarcie tak uroczyste. Wzruszenie nas ogarniało gdy dzwon imienia dowódcy "Montera" został przez Prezydenta Warszawy uruchomiony i zabrzmiał donośnie. Była to naprawdę historyczna chwila… Spełniło się nasze marzenie. Będzie to trwały, dla przyszłych pokoleń, dowód, że nie ma takiej ceny, której nie należałoby złożyć w obronie wolności i niepodległości naszej Ojczyzny. Najważniejsze, że przyszłe pokolenia dowiedzą się rzetelnej prawdy, jak było. To jest najważniejsze zadanie, jakie ma spełnić Muzeum.

                  A.M.: Powróćmy do młodych lat. Jak wyglądało Pańskie życie przed wojną? Jak Pan wspomina swoją rodzinę, swoją szkołę?

         Z.Ś-R: Jeśli chodzi o mnie to muszę powiedzieć, że całe moje życie potwierdza, iż urodziłem się pod szczęśliwą gwiazdę i opieką Boską. Urodziłem się 10 marca 1917 roku w majątku moich rodziców, Browkach, ok. 70 km od Kijowa na południowy zachód. Wybuch rewolucji wszystko zmienił. W 1918 r. rodzice musieli opuścić razem z nami Browki. Było na czworo: trzy siostry - Kalinka, Ewa, Danuta i ja, Zbigniew, najmłodszy. Ukrywaliśmy się w Białej Cerkwi. Kiedy w 1920 r. Wojska Polskie pod dowództwem Rydza Śmigłego dotarły do Kijowa, Rodzice przeprowadzili się do Kijowa. Ojciec szukał możliwości wyjazdu i po wielu bardzo trudnych staraniach udało się dostać zezwolenie i ostatnim pociągiem z rannymi wyjechaliśmy. W drodze pociąg stawał w polu. Żołnierz Sikora wziął mnie, aby bawić się na łące, pociąg niespodziewanie ruszył, moja Matka omal nie zemdlała, zaczęła krzyczeć i Sikora ledwo zdążył mnie "wrzucić" do wagonu a sam wskoczył do ostatniego wagonu. To był pierwszy znak Opatrzności, bo mogłem zostać w Rosji!!
         Ojciec otrzymał posadę w Ordynacji Zamojskich w Zwierzyńcu nad Wieprzem. Tam spędziłem całe dzieciństwo. Ojciec zarządzał kluczem siedmiu majątków, dużo podróżował bryczką i w 1930 r. poślizgnął się na żelaznym stopniu bryczki i rozbił kolano; była komplikacja i pomimo amputacji nogi we Lwowie, po ciężkiej chorobie w 1931 r. zmarł. My mieszkaliśmy nadal w majątku Wywłoczka, ok. 4 km od Zwierzyńca. Do III klasy gimnazjalnej zdałem w Zamościu do Gimnazjum im. Zamoyskiego. Matka dowiedziała się o gimnazjum z internatem im. Sułkowskich w Rydzynie. Tam byłem w klasach: IV, V i VI. Ponieważ wypowiedziano Matce mieszkanie w Wywłoczce, przeniosła się do Kalisza i ja VII i VIII klasę skończyłem w Kaliszu w Gimnazjum Matematyczno - Przyrodniczym im. T. Kościuszki. Po maturze zdałem do Szkoły Podchorążych Lotnictwa Grupa Techniczna Warszawa Puławska 2a. W 1939 r. ukończyłem Podchorążówkę i otrzymałem przydział do I Pułku Lotniczego Warszawa. Jako prymus miałem prawo wyboru.

                  A.M.: Proszę powiedzieć jeszcze coś więcej o swoim udziale w konspiracji, ale przed Powstaniem.

         Z.Ś-R: Wybuch wojny, ewakuacja na wschód, pierwsze starcie z Niemcami pod Mrozami (fragment bitwy pod Kałuszynem), pierwsi zabici… Dostajemy się do Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Polesie", Dowódca gen. Franciszek Kleeberg; razem walczyłem do 6 października, do kapitulacji pod Kockiem. Nasza grupka ośmiu technicznych lotników nie poddaje się i przebijamy się do Rumunii; niestety Niemcy okrążyli nas we wsi Krzywda i dostaliśmy się do niewoli, do Kielc, a potem do Stargardu. Ja nie przyznawałem się, że jestem unteroficerem i udało mi się dostać na roboty, pracowałem we wsi Strohsdorf, a potem Horst. W 1940 r. w czerwcu wszystkich urodzonych na wschodzie zebrano w Pyritz, w cegielni, obecnie Pyrzyce, po trzech dniach pobytu w cegielni, 1 sierpnia wyłamaliśmy kraty i duża grupa, około 40 osób uciekła, podzieliliśmy się po trzech i tylko nocami wędrowaliśmy na wschód. Po różnych przygodach dotarłem 1 września do Warszawy - równo w rocznicę wybuchu wojny znalazłem się w ukochanej Warszawie. Znów szczęście… Spotykam mego dowódcę majora Profasko, który kontaktuje mnie z odpowiednią komórką, otrzymuję kenkartę, zaświadczenie pracy itp. Zaczynam działalność, jeżdżę po całej Generalnej Guberni i wynajduję miejsca dogodne do przyszłych zrzutów, podaję współrzędne i punkty orientacyjne. Ta praca trwa do października 1941 r. Od 1942 r. zaczyna się przyjmowanie zrzutów broni i Cichociemnych.

                  A.M.: Zawsze podziwiałam ludzi z Pańskiego pokolenia. Pamięta Pan kolegów, którzy się później odznaczyli w działaniach bojowych?

         Z.Ś-R: Wielu moich kolegów przedostało się na zachód, zostali przeszkoleni na pilotów i walczyli o Anglię, wielu zginęło śmiercią lotnika. Przeżyła mała garstka, z którą nawiązałem po wojnie osobiste kontakty. Są to: Bohdan Ejbich (mieszka w Kanadzie, napisał sporo książek, wspomnienia lotnicze, przyjeżdża co roku do Polski), Stefan Andersz (myśliwiec, bardzo dzielnie spisał się w bitwie o Anglię, mieszka pod Londynem, przyjeżdża do Polski, widujemy się co roku), Tadeusz Andersz, ostatni dowódca Dywizjonu 306, razem ze mną 7 maja 2005 r. otrzymał nominację na Generała, mieszka w Anglii, przyjeżdża na uroczystości; bardzo ucieszyliśmy się, że razem otrzymaliśmy we Wrocławiu ten zaszczytny awans. Leopold Antoniewicz mieszka w Anglii. Sergiusz Czerni powrócił do Warszawy w 1949 r. Alojzy Gura przeżył i jeszcze kilku żyje w Australii. Bardzo różnie ułożyły się nasze losy po wojnie...
         Wracając do czasów okupacji: w czerwcu 1943 r. zostałem wysłany do Kowla, aby w tamtym terenie znaleźć odpowiednie miejsca na przyszłe zrzuty. Praca była ogromnie niebezpieczna, gdyż Ukraińcy mordowali ludność w tym terenie. Cudem uniknąłem spotkania z Ukraińcami, bo na pewno nie przeżyłbym. 1 stycznia 1944 r. Dowódca płk. Bobiński zarządził koncentrację 27 Wołyńskiej Dywizji AK. Ja objąłem dowództwo Kompanii w Batalionie "Sokoła" Michała Fijałki. Cały szlak bojowy przeszedłem; najcięższe walki moja kompania stoczyła w Sztuniu; po ciężkiej walce zdobyliśmy 10 wozów taboru, 80 jeńców wzięliśmy do niewoli i było wielu zabitych Niemców. Było to jedno z największych zwycięstw. Potem walki o Stawki, Staweczki, Lasy Mosurskie, przebicie na północ w Lasy Szackie, ciężkie walki; wreszcie przebicie na Lubelszczyznę, w rejon Ostrowa Lubelskiego. Ja stacjonowałem we wsi Maluchy.

                  A.M.: Przejdźmy do Powstania - jak Pan Generał pamięta dzień wybuchu Powstania, same przygotowania do Godziny W?

         Z.Ś-R: 20 lipca zostałem wezwany do Warszawy, byłem na pierwszym czuwaniu, potem było drugie, no i nareszcie przyszedł rozkaz pobrania broni i godzina W. Broń pobraliśmy przy ul. Pańskiej 3 i 5. Koncentracja naszego zgrupowania była na Woli, ul. Żytnia, Karolkowa, Młynarska, Powązkowska, Okopowa. Batalion "Czata 49" zajął kwatery przy ulicy Żytniej i Karolkowej; ja zostałem dowódcą kompanii. Dowódcą batalionu był mjr "Witold" Tadeusz Runge, Cichociemny. Zaraz pierwszej nocy brałem udział w zdobyciu monopolu tytoniowego. Zdobyliśmy kilka samochodów ciężarowych i samochód osobowy Mercedes 170 V, którym jeździłem szereg razy przez Getto na Stare Miasto, na ul. Miodową, gdzie mieszkali moi znajomi, przewoziłem papierosy i żywność. Zdobyliśmy duże magazyny na Stawkach.

                  A.M.: Proszę powiedzieć, jak się Pan ubierał, co Pan jadł, jak Pan spał, w jakich warunkach w czasie walk?

         Z.Ś-R: Całe zgrupowanie "Radosław" umundurowane było w panterki. Ja miałem z partyzantki własne buty z cholewami i panterkę. Wyżywienie w pierwszych tygodniach było dobre. Po zdobyciu magazynów na Stawkach nie było problemu, żywność wywoziliśmy na Stare Miasto, gdzie zakładane były magazyny w przewidywaniu, że tam wycofamy się, co nastąpiło 8-10 sierpnia. Znalazłem się na Starym Mieście, ul. Mławska i Bonifraterska. Potem walki o Muranów, próba przebicia na Żoliborz, przez boisko Polonii, spowodowała ogromne straty w ludziach; ciągłe walki, nie było czasu na inne zajęcia. Cudem ocaleliśmy na Mławskiej. Było bombardowanie; gdy usłyszałem samolot "Sztukas", rzuciliśmy się na tapczan, który był we wnęce; w tym momencie bomba wybuchła. Cała kamienica runęła i tylko została ta ściana z wnęką i tapczanem, na którym ocalał mjr "Witold", mój adiutant Danek Jassa - Dębicki "Gryf" i ja. Był to naprawdę cud.

                  A.M.: Jak był Pan uzbrojony w czasie walki?

         Z.Ś-R: Uzbrojony nasz batalion był bardzo dobrze: pistolety maszynowe i r.k.m.y, piaty przeciwczołgowe (ze zrzutów) i karabiny. Ja miałem pistolet maszynowy i "Colta" 9 mm.

                  A.M.: Proszę opowiedzieć o życiu codziennym w Powstaniu, czy częste były momenty większych zebrań, które nie były związane z walką, czy było wspólne słuchanie radia albo wspólne modlitwy, msze święte? Czy możliwe było słuchanie "Błyskawicy"?

         Z.Ś-R: Nasze zgrupowanie było stale na pierwszej linii, nie mieliśmy możliwości słuchania radia "Błyskawica". Kilka razy miałem możliwość słuchania radia "Wolna Europa".

                  A.M.: Powróćmy do wspomnień Powstańczych...

         Z.Ś-R: Walki na otoczonym Starym Mieście musiały się skończyć tragicznie. Płk. Wachnowski podjął decyzję przebicia się do Śródmieścia. Otrzymałem rozkaz przejścia kanałami na Plac Bankowy z 90-cioosobową grupą żołnierzy, wyjścia z kanału, zaatakowania Niemców i umożliwienia ewakuacji górą oddziałów staromiejskich. Po wyjściu pierwszej drużyny, żołnierze nasi w nocy weszli na leżące blachy, zrobił się hałas i Niemcy położyli ogień z karabinów maszynowych i granatników, uniemożliwiając dalsze wyjście. Zginął dowódca drużyny, ppor. "Cedro" i prawie cała drużyna. Ocalało trzech, którzy wskoczyli do kanału. Tak skończyła się Akcja przebicia górą, my przeszliśmy kanałami do Śródmieścia, wychodząc na róg Wareckiej i Nowego Światu. Całe wojsko wyszło kanałami. Po trzech dniach skierowano zgrupowanie "Radosława" na Czerniaków, gdzie walcząc z przeważającymi siłami wroga, w strasznych warunkach, doczekaliśmy desantu "Kościuszkowców" 9 Pułku; przepłynęły trzy bataliony, pierwszy pod dowództwem por. Konankowa , 15/16/17 września. Po rozlokowaniu żołnierzy na linii obrony, Niemcy zorientowali się, że nastąpił desant, zaczęli atakować zaciekle. W walkach zginął, obok mnie, por. Konankow. Na jego miejsce dowódca Pułku mianował mnie, "Motyla", na dowódcę batalionu Kościuszkowców. Jest to jedyny przypadek, aby oficer AK objął dowództwo nad Kościuszkowcami.
         Po zaciętych walkach i niemożności ewakuacji rannych (przyszły dwa pontony) , "Radosław" zdecydował, aby kanałami przejść na Mokotów, co nastąpiło 20 września w nocy. Po pięciu dniach walk na Mokotowie przeszliśmy kanałami na Śródmieście. Mokotów poddał się 27 września. Po kapitulacji 2 października, Radosław wraz z rannymi i wybranymi oficerami wyszedł do Pruszkowa, skąd zostaliśmy po trzech dniach zwolnieni do szpitala.

                  A.M.: Na pewno postawię teraz trudne zadanie, ale gdyby miał Pan Generał opisać jedną sytuację, może minutę lub ułamek sekundy, który pozostawił najtrwalszy ślad w pamięci z tych 63 dni...?

         Z.Ś-R: Trudno byłoby mi powiedzieć, który moment z walk przez 63 dni był najtragiczniejszy i pozostawił najtrwalszy ślad. Na pewno cudem ocaleni byliśmy na Starym Mieście, podczas nalotu na ul. Mławskiej, gdyż tam powinniśmy zginąć. Potem walki na Czerniakowie, gdy wylądował batalion por. Konankowa; zaciekłe walki, w których poległ obok mnie Por. Konankow a ja ocalałem. Dlaczego? Przez całe życie zastanawiam się, dlaczego jedni giną o parę metrów, a często tuż obok, a drudzy przezywają?! Tego nikt z nas nie dowie się.

                  A.M.: Jakie są Pana dalsze losy powojenne?

         Z.Ś-R: Powstanie upadło, ale nasze dowództwo dalej prowadziło konspirację. "Radosław" jako dowódca Kedywu nie rezygnował. Ja otrzymałem rozkaz zamieszkania w Łowiczu i działałem na tamtym terenie do lipca 1945 r. Potem zamieszkałem w Poznaniu, gdzie mnie nikt nie znał...
         Po zakończeniu działań wojennych wyjechałem do Poznania, gdyż wiedziałem, że jak zaaresztują płk. "Radosława" to i ja będę aresztowany, więc do niczego nie przyznałem się i w Poznaniu pracowałem w "Motozbycie", Biurze Samochodów Remontowanych. Prowadziłem to biuro do 1952 r., potem przez 4 lata pracowałem w Poznańskim Przedsiębiorstwie Transportowym. W 1956 r. otrzymałem posadę inspektora technicznego w "Inco" Zjednoczone Zespoły Gospodarcze. W 1963 r. powróciłem do Warszawy. Zamieszkałem w Radości koło Warszawy. W 1977 r przeszedłem na emeryturę.

                  A.M.: Czy był Pan represjonowany za udział w Powstaniu i przynależność do AK?

         Z.Ś-R: Nie byłem represjonowany, gdyż dopiero po powrocie do Warszawy w 1963 r. przyznałem się, że organizowałem środowisko "Czata 49". To już inne czasy były i można było się ujawnić.

                  A.M.: Podziwiam poświęcenie ludzi młodych podczas Powstania Warszawskiego. Czytam o nich z zapartym tchem. Niestety, wokół mnie nie spotykam podobnych… Co Pan Generał myśli o współczesnym pokoleniu młodzieży w aspekcie stosunku do Ojczyzny?

         Z.Ś-R: Często mam prelekcje w szkołach z młodzieżą. Jestem przekonany, że większość zachowałaby się tak samo jak my w 1944 r. Jestem przekonany, że Muzeum Powstania Warszawskiego spełni ogromną rolę edukacyjną...

                  A.M.: Wyrażając swą wdzięczność za chęć podzielenia się Pańskimi odczuciami z młodymi ludźmi, pragnę zapewnić o swej dumie i radości z faktu członkostwa z Stowarzyszeniu Pamięci Powstania Warszawskiego. Będę starała się być zawsze aktywnym członkiem. Spotkanie i rozmowa z Panem Generałem były dla mnie zaszczytem. Dziękuję!

         Z.Ś-R: Bardzo dziękuję i proszę przyjąć najlepsze życzenia wszelkiej pomyślności i powodzenia.

Warszawa, 14 września 2005

rozmawiała: Monika Ałasa





opracował: Maciej Janaszek-Seydlitz





Copyright © 2005 SPPW1944. Wszelkie prawa zastrzeżone.